niedziela, 28 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 33




      Szybko opuściłem auto i podążyłem za dziewczyną, która zamykała już drzwi za sobą. Zdążyłem jeszcze je przytrzymać i wszedłem za nią da środka. Z kuchni wyszła Veronica z Niall’em i zobaczywszy Juss, podbiegła do niej oraz mocno ją przytuliła.

- Juss, tak się cieszę, że wróciłaś! – wykrzyknęła radośnie, lecz w jej głosie usłyszałem lekki strach.

Spojrzała na mnie i delikatnie uśmiechnęła się, na co ja zareagowałem tak samo. Na twarzy Willson nie było żadnych emocji. Przeszliśmy do salonu i dopiero tam zaczęła się niezła jazda.

- Vera, jak mogłaś?! Wiesz, że Ci ufałam i miałam nadzieję, że mnie nie wydasz i nikomu nie powiesz! – wrzasnęła brunetka.

- Ale o czym Ty mówisz? – blondynka stała przerażona ze świeczkami w oczach.

- Dobrze wiesz, o czym mówię!

- Louis i tak dowiedziałby się o tym! Poza tym ja nie mam serca okłamywać osoby, która Ciebie… którą Ty… na której… - Blackie zaczęła się jąkać. – To było najlepsze wyjście!

- Przestań na nią krzyczeć! – do rozmowy wtrącił się Horan.

- Zamknij się, Niall! – odwarknęła Juss.

- Skarbie… - Vera próbowała załagodzić blondyna, lecz on był nieugięty.

- Nie pozwolę, aby ktoś na Ciebie wrzeszczał i traktował Cię jak rzecz – po czym pocałował swoją dziewczynę w policzek, obejmując ją mocno od tyłu.

- Złamała przysięgę! – Willson nie dawała za wygraną.

- A co, byłyście małżeństwem?! – na te słowa brunetka mocno zacisnęła zęby i wpatrywała się w nas; jej oczy zaszkliły się.

- Myślałam, ze jesteś moją prawdziwą przyjaciółką – po policzkach Juss, jak i Veronici. Spływały strumienie łez. Nie wiedziałem, co mam robić.

- Bo jestem, ale czasami nie daję rady sama Ci w czymś pomóc i muszę komuś o tym powiedzieć – wyjaśniła zapłakana Thirlwall.

- A Ty co tak stoisz?! Czep się porządnej roboty! – wrzasnęła na mnie Juss.

- A co mam robić? Pajacyki? – zażartowałem i wyszczerzyłem zęby, a następnie zacząłem skakać jak pajac.

- Palant! – wykrzyknęła Juss i wybiegła do wyjścia.

Na korytarzu natknęła się na Harry’ego, który nie wiedział, co się dzieje. Był zdezorientowany i już chciał zapytać się o coś brunetki, jednak ona go wyprzedziła:

- O nic nie pytaj, Harry – i wyszła na zewnątrz, głośno trzaskając drzwiami.

Popatrzyłem się tylko na Verę, śmiejącego się ze mnie Niall’a i Styles’a i udałem się za dziewczyną. Chodziła nerwowo wokół samochodu.

- Justine! – powiedziałem głośno, czym sprawiłem, że Willson zatrzymała się.

- Czego chcesz? – odburknęła.

- Veronica ma rację. Ją już to wszystko przerasta tak samo jak Ciebie – podszedłem do niej; jedną rękę położyłem na jej prawym ramieniu, a drugą podniosłem jej podbródek. – Jesteście jak siostry, nie niszcz tego.

- Zawiodłam się na niej – brunetka popatrzyła na mnie zapłakanymi oczami.

- Chciała dobrze… - teraz objąłem ją w talii.

- Przesadziła – Juss spuściła wzrok, ale raptownie ożywiła się. – nie dotykaj mnie, rozumiesz?! – wyrwała się i chciała iść, lecz złapałem ją za rękę.

- Nie rozumiem – oznajmiłem.

- Nie jestem Twoją dziewczyną ani Twoją własnością, więc mnie nie tykaj! Dotarło to do Ciebie? – wycedziła przez zęby, po czym wyszła za bramę.

- Nie! – zdążyłem jeszcze krzyknąć.

Dziewczyna spojrzała na mnie i pobiegła w stronę domu.


*kilka dni później, perspektywa Juss*


Wracałam do domu z pracy dopiero wtedy, gdy całkiem ściemniało na dworze. Mój „kochany” szef przytrzymał wszystkich na jakiejś rozmowie, z której zrozumiałam, że szykują się zwolnienia. Miałam cichą nadzieję, że nie pójdę z kwitkiem. Co więcej, strasznie chciało mi się siku, ale nie mogłam pójść do toalety, bo jakaś babka umyła już tam podłogę i nie pozwoliła mi wejść. Idąc, myślałam tylko o moim pęcherzu i o tym czy jeszcze wytrzymam, czy nie. Zazwyczaj przechodziłam obok willi One Direction, więc tym razem też tak było. Pomyślałam, że mogłabym zajść do nich i tam skorzystać z łazienki, lecz od tamtego momentu nie odzywałam się do nich. Nagle teraz zrobiło mi się strasznie głupio, że tak potraktowałam Veronicę. Może miała rację? Postanowiłam tam pójść. Skręciłam w bramkę i przeszłam ścieżką pomiędzy kwiatami. Niepewnie nadusiłam na dzwonek. Serce biło mi jak oszalałe. Zaczęłam kreślić coś butem na ziemi, aby strach odszedł ode mnie. Usłyszałam przekręcający się klucz, po czym w drzwiach ukazał się Niall.

- Cz… Cześć – wydukałam. – Jest Veronica?

- Hej. Jest. Proszę, wejdź – odpowiedział i ustąpił mi w progu, abym swobodnie mogła wejść do środka.

- Skarbie, kto… - przerwała Vera swoje pytanie skierowane do Horana, wychodząc z łazienki, kiedy mnie zobaczyła.

- Hej – uśmiechnęłam się lekko, ale dalej nie mogłam nic powiedzieć.

Zaczęłam głęboko oddychać, co trochę mi pomogło. Nabrałam dużo powietrza w płuca i odważyłam się na dalszą wypowiedź.

- Veronica, chciałabym Cię przeprosić za tamto, ze wtedy tak na Ciebie naskoczyłam -  popatrzyłam się na moją przyjaciółkę, która miała łzy w oczach tak samo jak ja. – I Ciebie też, Niall oraz wszystkich, którzy to słyszeli i widzieli – spojrzałam na uważnie słuchającego blondyna. – Naprawdę żałuję tego i chciałabym to jakoś naprawić. Czy wybaczycie mi? – mój głos łamał się jak nigdy. Zerkałam raz na Blackie, raz na Horana.

- No pewnie, że Ci wybaczamy! Prawda, Nialler’ku? – Vercia podeszła do mnie i bardzo mocno mnie przytuliła.

- Jasne. Przecież innej opcji nie ma! – oznajmił blondas z szerokim uśmiechem.

- Dziękuję – tylko tyle mogłam wypowiedzieć w tamtej chwili, ponieważ wybuchnęłam płaczem ze szczęścia i wzruszenia.

Ponownie przytuliłam moją przyjaciółkę, a następnie Niall’a.

- Nie ma za co, kochana. My Ciebie jak najbardziej rozumiemy – Thirlwall otarła moje łzy.

- Mam do Was malutką prośbę. Mogłabym skorzystać z łazienki, bo w pracy nie miałam pozwolenia, a dłużej już nie wytrzymam – skrzyżowałam nogi na „iksa”.

- Trzeba było mówić od razu. Leć! – ponaglił mnie Horan.

Po wyjściu z toalety poczułam nieopisaną ulgę.

- Mówiłam Ci, że ślicznie wyglądasz? – zagadnęłam Veronicę.

- Nie mówiłaś, ale dziękuję – blondynka zaśmiała się. – Idziemy z Niall’em do kina, a potem na kolację.

- Aha, czyli mm rozumieć to jako Waszą randkę? – uniosłam jedną brew.

- Dokładnie – obok nas pojawił się uśmiechnięty głodomór. Objął od tyłu Verę w talii i pocałował w szyję.

- Weź, bo się krzywo pomaluję – skrzywiła się moja przyjaciółka i lekko zarumieniła się.

- Widzę, że ktoś się tutaj zawstydził – zaśmiałam się.

- Przestańcie!

Tymczasem Niall wybuchł śmiechem, a ja wraz z nim, po czym przybiliśmy piątkę.

- A może pójdziesz z nami? – rzuciła propozycję Blackie.

Ona chyba jest niepoważna, zapraszając mnie na własną randkę. Poza tym to na pewno nie spodobałoby się Niall’owi.

- Co?! – prychnęłam. – Nie pójdę na Waszą randkę. Chyba zwariowałaś. Nie mam ochoty, ale może kiedy indziej wybierzemy się gdzieś razem, co? – zaproponowałam.

- Jestem za – zgodził się Horan.

- Ja też – przytaknęła Vera.

- A gdzie reszta? – zapytałam, gdyż w domu było podejrzanie cicho.

- Harry poszedł na tenisa ze znajomymi, Zayn pojechał do Perrie, Liam do Sophie, a Louis poszedł na mecz – oznajmił mi blondyn na jednym tchu.

- My już musimy iść – zwróciła się do swojego chłopaka Veronica, spoglądając na ekran telefonu. – Juss, jeśli chcesz, to możesz tutaj zostać. Zrób sobie gorącą herbatę i pooglądaj telewizję czy coś tam innego.

- Na pewno mogę? – nie mogłam uwierzyć w jej słowa.

- Oczywiście. Wkrótce ten dom będzie Twoim domem – oznajmił Niall i „ugryzł” się w język.

- Co?!

- Nie nic. Nialler tylko tak powiedział.

- Kochana, coś kręcisz.

- Chodź, kochanie – powiedziała moja przyjaciółka do Horana, a następnie dostałam od niej i od blondasa buziaka w policzek.

- Bawcie się dobrze! – krzyknęłam jeszcze.

- Dzięki! Pa! – i zniknęli za drzwiami.

Zostałam sama. Głośno westchnęłam, przeczesując palcami włosy. Skierowałam swoje kroki do kuchni i tak jak mówiła mi Blackie, zaparzyłam sobie herbatę. Wzięłam kubek do ręki, poszłam do salonu i usiadłszy na kanapie, włączyłam telewizor.

___________________________________________________________________________________
Hej! No i w końcu wakacje! Macie jakieś plany? Wyruszacie gdzieś? Ja prawdopodobnie siedzę w domu, chociaż jeszcze nie wiem do końca. I jak rozdział? Wyszedł troszkę dłuższy, lecz następny będzie krótszy, ale wydarzy się nieźle ;) Wiem, że bardzo chcecie, aby Juss z Lou się pogodziła i już niedługo to się stanie ;) Więcej Wam nic nie zdradzę. :* Udanych wakacji Wam życzę i do następnego! Wakacyjne pozdrowienia i buziaki! :* Takie gorące ;)



CZYTASZ=KOMENTUJESZ

TWÓJ KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA

niedziela, 21 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 32


MUZYKA DO ROZDZIAŁU: Bobby Andonov - War is Love (dla chętnych)


- Do kliniki?! Po co?! Czy ona jest...
- W ciąży? Nie, nie jest w ciąży. Pojechała sobie zrobić operację plastyczną.
- CO?! - krzyknąłem i wplotłem palce we włosy. Nie mogłem tego zmieścić w głowie. Przecież ona... jest wyjątkowa. Właśnie dlatego zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia.
- Potrzebujesz wody? Jakiś blady jesteś...
- Nie, dzięki. Kiedy tam pojechała?
- Dzisiaj rano. Jest już na miejscu. Może zdążysz tam dojechać, zanim Juss wejdzie. Podobno jest straszna kolejka. Jejciu, ona mnie zabije, że wiesz o tym ode mnie - Veronica naprawdę zamartwiała się całą tą sprawą. Słychać było to w jej głosie.
- Prędzej zabije mnie niż Ciebie. Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś - wysiliłem się na lekki uśmiech, aby dodać nam otuchy i wybiegłem w stronę drzwi na zewnątrz, po drodze wpadając na Zayn'a.
- Sorry - rzuciłem do przestraszonego mulata i po chwili byłem już w samochodzie.
Szybko odpaliłem auto i ile tylko sił w nogach nadusiłem na pedał gazu. Moje Audi ruszyło z piskiem opon. Przez cały czas w głowie słyszałem słowa Veronici: "Pojechała zrobić sobie operację plastyczną". Nie mogłem na to pozwolić. Przecież nie chcę kochać jakiegoś manekina tylko moją śliczną, kochaną Juss! Dwie godziny drogi zleciały mi w mgnieniu oka. Zaparkowałem samochód pod kliniką i jak najprędzej wbiegłem na górę. Kiedy dotarłem na miejsce, zobaczyłem wchodzącą Juss do gabinetu, a po chwili drzwi zamknęły się za nią. Natychmiastowo ruszyłem w tamtym kierunku, ignorując ludzi siedzących na korytarzu. Były to przede wszystkim młode dziewczyny: jedne ładniejsze, drugie mniej, ale żadna z nich nie dorównywała Willson. Zamaszystym ruchem otworzyłem drzwi i... zobaczyłem brunetkę obok "tego" fotela. 
- Przepraszamy, ale mamy pacjentkę. Proszę poczekać na zewnątrz - powiedziała pielęgniarka.
Nic nie odpowiedziałem, tylko stałem oparty o drzwi, wpatrując się w Juss, która odwróciła się w moją stronę ze zdziwioną miną.
- Halo! Ta panie czeka na zabieg. Proszę wyjść! - oburzyła się lekarka.
- Ta pani idzie ze mną - podszedłem bliżej Willson. Złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem ją do wyjścia.
- Ale co pan robi?! - krzyknęła zdenerwowana i zła jak osa kobieta w białym fartuchu, wybiegając za nami, jednak my byliśmy dobre kilka metrów od niej. 
- Puść mnie! Myślisz, że jak jesteś sławny to wszystko Ci wolno?! - wrzeszczała Juss, próbując wyrwać mi się, gdy ja prowadziłem, lecz ja mocniej zaciskałem dłoń na jej nadgarstku.
Pacjentki patrzyły się na tę całą sytuację z wielkimi oczami. Coś do siebie szeptały, ale puszczałem to mimo uszu. Teraz dla mnie najważniejszy był wyjazd z Birmingham razem z brunetką.
- Czy Ciebie już pogrzało do reszty?! I co Ty tutaj robisz?! - krzyknęła wściekła dziewczyna, gdy znaleźliśmy się przed budynkiem.
- Ratuję Cię przed popełnieniem najgorszego głupstwa w życiu - powiedziałem spokojnie.
- Co Ty możesz wiedzieć o moim życiu?! I skąd wiesz, że tutaj jestem?!
- Po prostu wiem i tyle.
- Veronica Ci powiedziała, tak?! 
- A gdyby nawet tak było to co?
- Wiedziałam, ze nie wytrzyma i mnie wyda - Juss była jedną wielką bombą złości. - Patrz, co mi zrobiłeś! - wrzasnęła, pokazując mi swoje sine nadgarstki od mojego mocnego uścisku.
- To dla Twojego dobra - wyjaśniłem. 
Podczas tej rozmowy nie podnosiłem głosu, bo uważałem, że krzykiem niczego się nie załatwi.
- Taa, dla mojego dobra robisz mi siniaki?!- dziewczyna patrzyła się na mnie wzrokiem pełnym złości, głęboko przy tym oddychając.
- Juss... - objąłem jej drobna twarz w dłonie i popatrzyłem głęboko w te cudowne zielone oczy - dlaczego tak bardzo zależy Ci na tej operacji? Jesteś naprawdę bardzo, bardzo piękna, więc nie chcę żadnych zmian - po tych słowach spod powiek brunetki zaczęły wypływać najpierw pojedyncze łzy, a potem ich strugi. Kciukami otarłem je.
- Louis, co Ty możesz wiedzieć... - jej głos zaczął się łamać, po czym wtuliła się w mój tors.
- Czy pani decyduje się na zabieg, czy nie? - usłyszałem czyjś głos, zwracający się do Juss. Spojrzałem ponad jej głową przed siebie i zobaczyłem pielęgniarkę. Dziewczyna również odwróciła się i milczała.
- Nie. Do widzenia - odpowiedziałem w imieniu Willson i pociągnąłem ją w stronę samochodu.
Po zajęciu swoich miejsc, nie od razu odpaliłem auto.
- Dlaczego nie jedziemy? - spytała.
- Czy płaciłaś im jakieś pieniądze? - na moje pytanie brunetka trochę zmieszała się.
- Yyy... to znaczy... wpłaciłam zaliczkę. Resztę miałam dopłacić później.
- Ile im dałaś?
- 1500 funtów.
- A cała operacja ile kosztuje? - dopytywałem się.
- 3000 funtów - wyjaśniła; cały czas miała spuszczoną głowę i bawiła się swoimi palcami.
- To ja Ci oddam te 1500 funtów, bo przeze mnie je straciłaś.
- Co?! Nie wygłupiaj się! - zaprotestowała dziewczyna. - Nie chcę od Ciebie tych ani żadnych pieniędzy.
- I tak Ci je zwrócę - uśmiechnąłem się.
- Jesteś walnięty! - powiedziała głośnym tonem Juss.
"Może i jestem" - pomyślałem w duchu, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną.
Kiedy przyjechaliśmy pod willę naszego zespołu, Juss spała tak słodko, że nie miałem serca, by ją obudzić. Zgasiłem pojazd i wpatrywałem się w nią. Nagle coś załaskotało mnie w nosie i kichnąłem. Nie chciałem obudzić Willson, jednak ona zaczęła powoli otwierać powieki.
- Już jesteśmy? - zapytała zaspanym głosem.
- Tak. Przepraszam, nie chciałem Cię obudzić - zacząłem tłumaczyć się.
Brunetka spojrzała w okno i raptownie odwróciła głowę w moją stronę. Była "trochę" zła.
- Dlaczego jesteśmy przed Twoim domem?! - wybuchnęła.
- Chcę Cię mieć pod swoją opieką, bo gdybyś była sama, to pewnie znowu wymyśliłabyś coś głupiego - oznajmiłem prosto z mostu.
- Czyli myślisz, że jestem aż tak psychiczna? Dziękuję Ci bardzo za taką wiarę we mnie - powiedziała z sarkazmem lekko urażona. - Myślałam, że mi wierzysz...
- Juss, to nie tak, jak uważasz... - złapałem ją za rękę.
- Przestań. Nie chce mi się z Tobą gadać! - wyrwała swoją dłoń i wysiadła z samochodu, zamaszyście kierując swoje kroki w stronę domu. Czułem, że wewnątrz za chwilę coś się wydarzy.
__________________________________________________________________
Witajcie, moje Robaczki kochane! :) Podoba się rozdział? Przepraszam, że nie dodałam go w piątek, ale mam nadzieję, że wytrzymaliście :D Dziękuję Wam za kciuki trzymane za mnie podczas egzaminu gimnazjalnego, bo napisałam go nawet dobrze :) Tylko nieszczęsna matematyka, ale oj tam :D Co wydarzy się w następnym rozdziale? Piszcie swoje opinie w komach :) Muzyka oczywiście dla chętnych :) Pozdrawiam i do nexta :* ILY ♥♥♥♥♥ BUZIAKI :****

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
TWÓJ KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA

sobota, 13 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 31




- Mamciu, Juss!! - krzyknęłam. - Proszę zrobić miejsce!!!
Objęłam brunetkę i jak najszybciej mogłam, wyprowadziłam ją na backstage. Pod palcami czułam każde jej żebro.
"Do czego ona się doprowadziła?" - pytałam w myślach samą siebie. Chciało mi się płakać. Posadziłam ją na dużej ławie i zaczęłam ją wachlować gazetą, która leżała obok.
- Justine, słyszysz mnie?!
Dziewczyna tylko niemrawo kręciła głową. Zgięłam ją w pół tak, że miała głowę między nogami. Prawdopodobnie omdlała, a to była dobra metoda. Ale po paru minutach Willson nadal nie do końca "kontaktowała ze światem". Z tego wszystkiego zrobiło mi się duszno i gorąco.
- Kochanie, co się dzieje? - obok mnie pojawił się przestraszony Niall.
- Juss omdlała albo zemdlała. Niall, ja już nie wiem - rozpłakałam się.
Chłopak przytulił mnie i pocałował, a następnie zmienił pozycję Juss na leżącą. Podniósł jej nogi i ręce do góry, i trzymał je tak przez moment. Po chwili moja przyjaciółka zaczęła kaszleć. Ocknęła się, a ja poczułam ulgę. Horan pomógł brunetce usiąść. Dziewczyna oparła łokcie o kolana, a twarz o dłonie. Wciąż była blada, a pod oczami miała ogromne sińce.
- A tak w ogóle to co ty tutaj robisz? Przecież występujecie - zapytałam lekko zdziwiona mojego chłopaka.
- Harry powiedział mi, że Was nie ma i że widział Ciebie, jak wychodziłaś z Juss. Poza tym teraz mamy chwilę przerwy - wyjaśnił. - Jak się czujesz? - zwrócił się do Willson.
- Trochę lepiej - oznajmiła słabo.
- Dlaczego zemdlałaś? Źle się czułaś? - dopytywał się blondas.
- Duży tłum, wrażenie, mało świeżego powietrza.
Kucnąwszy przed Juss, przysłuchiwałam się ich rozmowie.
- Wydaje mi się, że zapomniałaś wymienić brak jedzenia - wtrąciłam.
- Przestań! Przecież ja jem!
- Być może jesz za mało albo wcale - Niall podzielił moje zdanie.
- Przesadzacie! Wszyscy przesadzacie! - oburzyła się Justine i wplotła palce we włosy.
- Ty też przesadzasz - stwierdziłam, na co brunetka spiorunowała mnie wzrokiem.
- Może ja zawołam Louis'a? - bardziej oznajmił niż zapytał Horan i zaczął iść w kierunku drzwi.
- Nie! - krzyknęła moja przyjaciółka tak, że blondyn odwrócił się i stanął nieruchomo. - Nie idź po niego, proszę.
- Ale Lou będzie się o Ciebie martwił. Hmm... on i tak już się martwi - Niall podrapał się w brodę.
- Niall, proszę, nie rób tego - błagała dalej Juss.
- To dla Waszego dobra.
- Niall -dziewczyna patrzyła na niego błagalnym, zapłakanym wzrokiem.
Mój "głodomór" szukał u mnie pomocy, posyłając mi znaczące spojrzenie.
- Skarbie, nie wołaj Louis'a - powiedziałam po chwili. - Damy sobie radę. A teraz wracaj, bo za chwilę znowu zaczynacie - uśmiechnęłam się.
Horan uległ. Podszedł do nas, po czym gorąco mnie pocałował w usta, a Juss cmokn,ął w policzek.
- Dziękuję Wam, naprawdę. Gdyby nie Wy, to na pewno leżałabym tam i leżała... - oznajmiła wzruszona brunetka.
- Nie ma za co, kochanie. Wiesz przecież, że jesteś dla nas kimś bardzo ważnym - posłałam jej ciepłu uśmiech, a w oczach poczułam łzy.
Przybliżyłam się do Juss i mocno ją przytuliłam. Niall stał uśmiechnięty obok, lecz po chwili wrócił na scenę.
- Veronica...
- Tak?
- Ja... Ja chyba nigdy nie będę szczęśliwa - oznajmiła ściszonym głosem Willson. Zaskoczyła mnie tym.
- Złotko, co Ty mówisz?! - usiadłam obok niej i ponownie ją przytuliłam.
- Nie udało mi się ze Stan'em, z Louis'em... - w tym momencie łza spłynęła po jej policzku - on... on już pokazał, jaki jest. Ty jesteś bardzo szczęśliwa z Niall'em i naprawdę cieszę się z tego. Całujecie się, spędzacie każdą wolną chwilę razem. Możesz czuć jego dotyk i to, że jest zawsze obok Ciebie. A ja? Ja nigdy nie będę miała kogoś - rozpłakała się.
Było mi strasznie szkoda Justine. Gdybym mogła, zamieniłabym się z nią. Nie wiedziałam, co robić.
- Juss... wiemy, jak bardzo Lou Cię zranił, ale to nie oznacza, że tak wciąż będzie. On naprawdę tego żałuje i oddałby wszystko, żeby tylko Cię odzyskać. Zresztą jego zachowanie mówi samo za siebie - mówiąc to wszystko, poczułam spływające łzy po moich policzkach. 
O brunetce nawet nie wspomnę - rozkleiła się jeszcze bardziej. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko wtuliła się we mnie. Siedziałyśmy tak objęte i zalewałyśmy się łzami

* 2 tygodnie później, perspektywa Louis'a *

Wchodząc do salonu, zauważyłem Veronicę, która stała przodem do okna i rozmawiała z kimś przez telefon. Nie widziała mnie.
- Aha, czyli już jesteś na miejscu... Jesteś pewna tego, co robisz?... Już nie mam pojęcia, jak odciągnąć Cię od tego pomysłu... - słyszałem tylko wypowiedzi Blackie.
Mogłem się domyślić, że rozmawia albo z Juss, albo z kimś z rodziny, albo jeszcze z kimś innym. Justine wciąż była dla mnie chłodna, niedostępna, ale mimo to próbowałem.
- Rozmawiasz z Juss? - zapytałem w końcu.
Dziewczyna wzdrygnęła i momentalnie odwróciła się.
- Przepraszam, muszę już kończyć. Pa - rozłączyła się. - Ale mnie przestraszyłeś.
- Przepraszam, nie chciałem. Rozmawiałaś z Juss? - powtórzyłem pytanie, na które blondynka zmieszała się i nie odpowiedziała.
- Tak? - ciągnąłem dalej.
- Tak - wreszcie wydusiła z siebie.
- Gdzie ona teraz jest? Co robi?
- Lou, nie mogę Ci tego powiedzieć - Vera spuściła głowę.
- Dlaczego przede mną ukrywasz coś, co jest związane z Juss?! - spytałem z wyrzutem.
- Wiem, ze jestem wobec Ciebie nie w porządku, ale ta sytuacja jest dla mnie trudna.
- Ale...
- Fakt, kochasz ją i... z tego powodu powiem Ci. Obiecałam jej, że Ty o tym się nie dowiesz, lecz od początku jej pomysłu uważam, że powinieneś o tym wiedzieć. Juss... ona... - Thirlwall wzięła głęboki oddech - pojechała do kliniki do Birmingham.
Po tych słowach poczułem samowolnie uginające się pode mną kolana. Byłem w ogromnym szoku. 
__________________________________________________________________

Witajcie Skarbeczki! I jak rozdział? Trochę płaczliwy, no nie? A jak Wam się podoba ta ostatnia rozmowa Lou z Verą? :) Będzie się działo w następnym rozdziale ;) Mam nadzieję, że uda mi się Was zaskoczyć :) U mnie tak gorąco, że się rozpływam :) Do następnego i buziaki :**** Pozdrawiam :* YOU'RE THE BEST!!! ILY <3 <3 <3 <3 <3

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
TWÓJ KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA

sobota, 6 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 30




    Po chwili byliśmy już na sali obok bliźniaczek. Tomlinson podziękował dziewczynie za popilnowanie sióstr, zapłacił za rachunek, po czym udaliśmy się na zewnątrz.
- Louis, ja nie chcę wracać do domu - jęknęła Daisy.
- Mała, zanim zajadę w tę i z powrotem, to będzie już 22.00. Przywiozę Was tu jeszcze kiedy indziej, ok? - brunet pogłaskał blondynki po włosach.
Na twarzach dziewczynek pojawił się lekki grymas.
- Wsiadajcie - chłopak wskazał na samochód.
- Ja dziękuję. Przejdę się - oznajmiłam.
Poczułam jakieś małe rączki, obejmujące mnie w pasie.
- Dziewczyny, wsiadajcie! Nie męczcie już Juss. Może ona ma Was już dość - zaśmiał się Lou.
- Wiesz co! - udałam oburzenie i skarciłam go wzrokiem.
- Kocham Cię, Juss - powiedziała słodkim głosem Phoebe, a Daisy jej przytaknęła.
- Ja też Was kocham - pocałowałam je w czoło i mocno przytuliłam, zanim wsiadły do auta. Louis podszedł do mnie i popatrzył mi w oczy.
- Może jednak Cię podwieźć do domu?
- Naprawdę nie trzeba. Przejdę się, zrobi mi się lepiej.
- Uparta jesteś - uśmiechnął się Tommo swoim powalającym uśmiechem, aż ugięły mi się kolana.
Objął moją twarz i prawdopodobnie chciał mnie pocałować, ale odwróciłam głowę tak, że cmoknął mnie tylko w policzek, a następnie uwolniłam się z jego objęć. Tak łatwo nie mogłam zapomnieć o tamtych wydarzeniach. To wciąż bolało.
- Jeszcze raz dziękuję za wodę - ostatni raz w dzisiejszym dniu spojrzałam w jego cudowne, niebieskie oczy, z których biło rozczarowanie. Pomachałam jeszcze Daisy i Phoebe, i wolnym krokiem ruszyłam do domu.

* kilka dni później *

Od tamtego spotkania w restauracji rozmawiałam z Louis'em tylko raz, mimo że często dzwonił. Dodatkowo zapisałam się na zumbę po trzy razy w tygodniu. Tamtejszy ból brzucha minął, kiedy ponownie wróciłam do warzyw i owoców, jednak coraz częściej robiło mi się słabo. Oglądałam telewizję, pijąc zieloną herbatę, gdy usłyszałam dźwięk mojej komórki. Przesunęłam palcem po ekranie, czym również odebrałam połączenie.
J: Słucham?
V: Cześć Juss! Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. Co robisz dzisiaj wieczorem?
J: Siedzę w domu, oglądam TV, piję herbatę - zaczęłam wyliczać.
V: Ok, już wystarczy - zaśmiała się. - Co powiedziałabyś na koncert dzisiaj o 18.00?
J: Koncert?! A kto gra?
V: Yyy... - blondynka zawahała się. - Zobaczysz.
J: No powiedz, proszę.
V: Nie mogę Ci powiedzieć. Zobaczysz sama, jak ze mną pójdziesz.
J: Czyli masz już bilety?
V: No tak. To idziemy? - nalegała moja przyjaciółka.
J: Och, no dobrze - w końcu zgodziłam się, czym wywołałam radość u Blackie. - Wciąż nie powiesz mi, kto gra?
V: Nie. To jest niespodzianka. Juss, jak ja Cię kocham! Dziękuję! O 17.30 pod O2 Arena. Pa! - pisnęła i rozłączyła się.
Niechętnie wstałam z kanapy i zaczęłam szykować się na koncert 3 godziny wcześniej.  Umyłam się, włożyłam pierwsze lepsze ubrania, zrobiłam trochę mocniejszy makijaż niż zwykle i uczesałam włosy w koka, po czym wyszłam, zamknąwszy mieszkanie. Spokojnym krokiem ruszyłam w kierunku O2.

* 17.30 *

Zbliżając się do stadionu, zobaczyłam Veronicę. Wyglądała cudownie.
- Hej - powiedziałam i cmoknęłyśmy się w policzek na powitanie.
- Hej. Wyglądasz prześlicznie. Jednym słowem: BRAŁBY - blondynka poruszyła zabawnie brwiami.
- Dziękuję, ty też - roześmiałam się.
- Dzięki.
- Może chodźmy już, bo coraz więcej osób przychodzi - ponagliłam ją i poszłam pierwsza do wejścia.
- Juss... - oznajmiła Blackie tuż przed samymi drzwiami.
- Co? - odwróciłam się, by spojrzeć na moją przyjaciółkę.
Dziewczyna stała nieruchomo, patrzyła się na mnie i coś pokazywała rękami.
- Juss... - ponownie wydusiła z siebie. - Ty... Ty po prostu znikasz.
- Przesadzasz - wywróciłam oczami.
- Nie... nie... to Ty przesadzasz - upierała się.
- Przestań. Lepiej chodź już - pociągnęłam ją za rękę i ruszyłyśmy dalej.
Kiedy szłyśmy wielkim korytarzem, w oddali mignęła mi sylwetka... Louis'a?
- Veronica, czy to jest koncert One Direction? - zapytałam wprost. Thirlwall zmieszała się, ale w końcu przytaknęła głową.
- To ja nie idę. Wracam się. Przepraszam - chciałam zawrócić, ale blondynka zdążyła złapać mnie za nadgarstek.
- Weź się nie wygłupiaj! - podniosła głos. - Louis ucieszy się, jak Cię zobaczy.
- Nasze relacje nie są wspaniałe. Chociaż Lou próbuje jakoś to naprawić, mnie wciąż to boli, nie rozumiesz? - mówiłam, tłumiąc łzy.
- Kochana, oczywiście, że rozumiem, ale każdy zasługuje na drugą szansę.
- Wiem, ale nie byliśmy i nie jesteśmy razem.
- Proszę wchodzić - naszą rozmowę przerwał ochroniarz, otwierając nam drzwi na widownię pod samą sceną.

* godzinę później, perspektywa Veronici *

Chłopcy zaczęli wykonywać kolejną piosenkę - "Steal My Girl". Gdy Tommo śpiewał swoją zwrotkę, widziałam na telebimie, że wzrokiem szuka Juss. Wiedział o tym, że ona ma tu być. Kiedy skończył, otarł swój policzek zewnętrzną stroną dłoni. Zayn podszedł do niego i coś mu mówił. Popatrzyłam się na moją przyjaciółkę - płakała. Nagle usłyszałam jej głos. Ponownie na nią spojrzałam. Z ciemności wyróżniała się jej blada, aż biała twarz.
- Veronica - powtórzyła, po czym bezwładnie poleciała na mnie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
 Witajcie ponownie! Muszę Was pochwalić, bo spisaliście się znakomicie! :) Dziękuję Wam za to z całego serca ♥ Nawet nie wiecie, ile to dla mnie radości. Jak wrażenia po kolejnym rozdziale? Piszcie swoje opinie i odczucia w komentarzach :) Pozdrawiam i przesyła gorące buziaki :***** KOCHAM WAS!!!!

TWÓJ KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA


czwartek, 4 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 29



     Tomlinson spojrzał na mnie badawczo, po czym zawołał kelnera i złożył zamówienia.
- Może jednak coś weźmiesz? Nie bój się o koszty?
- Naprawdę nie, dziękuję.
Po chwili brunet wraz z bliźniaczkami otrzymali zamówione dania, a przede mną stała tylko duża szklanka wody. Od czasu do czasu zerkałam na nich i na jedzenie. Trochę ściskało mnie w żołądku, jednak zawsze zapełniałam go wodą lub jabłkiem, ale teraz... postanowiłam się przełamać i zamówić coś do zjedzenia. Zrobiłam to dla dziewczynek. Wstałam z krzesełka, podeszłam do baru i kupiłam sobie niedużą porcję sałatki warzywnej, po czym wróciłam na miejsce.
- A jednak coś zamówiłaś - powiedział z lekkim zadowoleniem Louis, podnosząc wzrok znad talerza.
- No...tak - i wzięłam jeden kęs.
Jadłam małymi porcyjkami, dokładnie przeżuwając każdy składnik. Ta sałatka była nawet dobra. W pewnym momencie poczułam czyjeś spojrzenie na sobie. Podniosłam oczy znad posiłku i zetknęłam się ze wzrokiem Lou. 
- Co się tak na mnie patrzysz? - rzuciłam do niego, biorąc kolejny mały kęs do ust.
- Nie, nic - chłopak ponownie zaczął jeść swój obiad.
- Jesteś bardzo piękna, Juss. To dlatego Louis się na Ciebie patrzy - oznajmiła z powagą Phoebe, na chwilę odrywając się od naleśnika i spojrzała na mnie, po czym wróciła do wykonywanej wcześniej czynności.
Najpierw prychnęłam, a potem zaczęłam się głośno śmiać. Po chwili przypomniałam sobie, gdzie jestem i zakryłam usta dłonią. Popatrzyłam się na bruneta. Tommo siedział z opuszczoną głową, trzymając w ręku szklankę z sokiem, także uśmiechając się szeroko. Na jego policzkach dostrzegłam również małe rumieńce. Nic nie odpowiedziałam na wyjaśnienie Phoebe tylko ponownie zaczęłam jeść. Zajadając się sałatką, niespodziewanie "wyrosła" mi wielka gula w gardle i poczułam jak w żołądku jedzenie burzy się i podchodzi coraz wyżej. Szybko odstawiłam talerz na stolik i zaczęłam pić wodę dużymi łykami. Niestety, mało to pomogło. Z tego wszystkiego zrobiło mi się gorąco. Spojrzałam na Louis'a. Chłopak bacznie obserwował każdy mój ruch, trzymajac widelec w rybie.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Niedobrze mi. Muszę do łazienki - rzuciłam i pobiegłam we wspomniane miejsce.
Bieg sprawił, że wszystko w brzuchu zakołatało się. Oparłam się o umywalkę i popatrzyłam w lustro, głęboko przy tym oddychając. Moja twarz była blada. Tak bardzo nie chciałam wymiotować, bałam się tego. Sięgnęłam do torebki po krople żołądkowe i łyżeczkę. Kiedy miałam zażyć lek, do damskiej łazienki wpadł zakłopotany Lou.
- Juss, co się dzieje?!
- Zaraz mi przejdzie.
- Co to za leki? - spytał.
- Krople żołądkowe.
- Pokaż - powiedział stanowczo, wyciągając rękę w moim kierunku.
- Nie wierzysz mi? - zapytałam z małą złośliwością, podając mu buteleczkę.
- Rzeczywiście - oznajmił, oglądając ją. - Myślałem, że to coś innego.
- Środki przeczyszczające? - uniosłam jedną brew.
- Tak - odpowiedział Tommo po chwili zastanowienia.
- Nie jestem aż tak zdolna - chciałam już wypić te krople, ale chłopak przerwał mi tę czynność.
- Czekaj, przyniosę Ci wodę - odstawił lek na umywalkę i pobiegł po wspomnianą ciecz.
W tym czasie schowałam krople do torebki. Nie minęło nawet 5 minut, gdy Louis był z powrotem.
- Trzymaj - i wręczył mi butelkę z wodą.
- Dziękuję - wysiliłam się na lekki uśmiech i zażyłam lek, którego nie lubiłam. Miał taki okropny, gorzki smak, ale mimo to przynosił mi ulgę. Usiadłam na podłodze i oparłam się o ścianę. Podkurczyłam nogi. Brunet stanął naprzeciwko mnie za skrzyżowanymi rękami na piersi, opierając się o umywalkę i obserwując moją osobę.
- Gdzie dziewczynki? - przerwałam panującą ciszę.
- Przy stoliku. Poprosiłem jakąś dziewczynę obok, żeby je popilnowała - wyjaśnił. - Kiedy ostatnio jadłaś?
- Yyy... dzisiaj.
- No wiem, ze teraz jadłaś sałatkę, ale wcześniej?
- Rano zjadłam śniadanie.
- A dokładniej? Tylko szczerze.
- Dwa jabłka, dwa banany i kubek wody.
- Juss, owoce nie są porządnym posiłkiem, rozumiesz? - Louis kucnął obok mnie, objął dłońmi moje policzki i popatrzył mi w oczy. - Martwię się o Ciebie.
- Niepotrzebnie - odpowiedziałam chłodno, odwracając wzrok, a następnie wstałam.
Tommo ponownie był przede mną.
- Dziękuję za wodę. Już mi lepiej - uśmiechnęłam się, ale w sercu czułam żal, rozpacz, sama dokładnie nie wiem co.
 Chciałam skierować się do wyjścia, lecz chłopak złapał mnie za nadgarstek, tym samym obracając mnie w jego stronę.
- Juss, czy Ty nie rozumiesz, że ja... - Louis nie dokończył, bo w drzwiach pojawiły się zdziwione na widok chłopaka w damskiej łazience kobiety, mówiąc nam, że chcą skorzystać z toalety.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
 Hey, hi hello! I jak? Rozczarowani, wstrząśnięci czy jaszcze inni? Podoba się? Jak takie długie wolne Wam mija? Bo mi nawet dobrze :) Jeśli ładnie skomentujecie ten rozdział ( co najmniej 3 komentarze) to jeszcze w tych wolnych dniach pojawi się następny rozdział a w nim naprawdę się stanie COŚ :) Pozdrawiam i buziaki :* ILY ♥

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
TWÓJ KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA