* perspektywa Louis'a *
Zmęczony tą całą sytuacją opadłem na fotel. Zamknąłem oczy i starałem się o tym nie myśleć, jednak to nie było takie łatwe.
- Zwariować można z tymi babami - oznajmiłem, głęboko wzdychając.
- Louis, Juss ma rację - powiedziała Veronica.
- Przecież myślałem o niej cały czas!
- Słuchaj, myśleć a mieć na uwadze to dwa różne pojęcia. Uważam, że Juss ma rację. Gdybyś ją kochał, bardziej uważałbyś na jej bezpieczeństwo.
- Przecież ją kocham! Nie po to o nią walczyłem, aby teraz chcieć ją zabić!
- Powinienieś ją przeprosić i to jak najszybciej - rzekła spokojnie Thirlwall, a ja po prostu zaczynałem wariować.
Pomyślałem chwilę i w duchu przyznałem Veronice rację, po czym prędko pobiegłem na górę, krzycząc na całe gardło:
- Kochanie! Tak bardzo Cię przepraszam! - znalazłszy się na miejscu, oparłem się o futrynę, cicho pukając w zamknięte drzwi. - Wiesz, że nigdy nie pozwoliłbym na to, aby stała Ci się jakakolwiek krzywda. Kocham Cię do szaleństwa! Przy Tobie tracę głowę!
* perspektywa Juss *
Cicho przybliżyłam się do drzwi i tłumiąc śmiech, słuchałam wywodów Lou.
- Złotko, skarbie mój, wybaczysz mi? Kocham... - nie pozwoliłam mu dokończyć, gdyż otworzywszy drzwi, zaczęłam namiętnie całować bruneta, ciągnąc go za koszulkę w moją stronę.
Chłopak umieścił swoje dłonie na mojej talii i zachłannie oddawał każdą moją czułość.
- Wybaczam Ci i więcej tego nie rób, dobrze? - musnęłam jego usta, zakładając ręce za szyję Lou.
- Obiecuję - na twarzy Tomlinson'a zagościł promienny uśmiech. - Jesteś dla mnie wszystkim - po czym mocno przytulił mnie i ponownie zaczęliśmy się całować.
* 2 miesiące później *
- Justine! Chodź szybko! - usłyszałam z dołu krzyk Louis'a, który skądś wrócił.
Szybko zbiegłam po schodach i zatrzymałam się na przedostatnim stopniu.
- Stało się coś? - spytałam przerażona, omiatając wzrokiem poważną twarz mojego chłopaka.
- Pakuj się.
- Słucham?! - czułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła.
- No pakuj się - powiedział rozbawiony brunet.
- Wyganiasz mnie? - byłam zdezorientowana. - Najpierw o mnie walczysz, a potem wyrzucasz z domu na ulicę?
- Nic z tych rzeczy, kotku - chłopak podszedł do mnie, objął w pasie i złożył mały, czuły pocałunek na mojej szyi (stałam wyżej, więc niebieskooki był niżej).-Jakbym Cię wyganiał na bruk, to poszedłbym razem z Tobą. Jedziemy na Ibizę, Misia.
- Że co proszę?! - wykrzyknęłam, prostując się ze zdziwienia.
- Jedziemy na Ibizę. Za 3 godziny mamy samolot, więc pośpiesz się - oznajmił roześmiany Tommo.
- A Ty? Jesteś spakowany?
- Od wczoraj - rzekł Tomlinson z łobuzerską miną.
- Louis! Dziękuję! Kocham Cię, mój wariacie!!! - pisnęłam i wskoczyłam na niego, oplatając jego biodra nogami, po czym zaczęłam go całować. Brunet przytrzymał mnie, a następnie kilka razy obrócił nas o 360 stopni.
- Ja Ciebie bardziej. Leć się zbierać. Czy mam Ci w tym pomóc? - Lou poruszał zabawnie brwiami, na co ja roześmiałam się.
- Chętnie - zgodziłam się, przygryzając dolną wargę i chłopak zaniósł mnie na górę.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, Louis odstawił mnie na ziemię, po czym podszedł do szafy. Otworzył ją, założył dłonie na biodrach i stał, nic nie robiąc.
- Kochanie, o ile dobrze pamiętam, miałeś mi wybrać coś odpowiedniego, a teraz co ja widzę? - zniecierpliwiłam się, udając oburzenie.
Brunet odwrócił się do mnie, a następnie oznajmił z powagą:
- Wiesz, skarbie... Nie ma tutaj odpowiedniego stroju dla Ciebie. Najlepiej wyglądasz bez - niebieskooki wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu.
- Głupek! - i rzuciłam w niego poduszką.
* 2 godziny później *
- Juss, pospiesz się! Taksówka już czeka! - ponaglił mnie Tommo, gdy poprawiałam ostatnie detale w łazience.
Szybko wybiegłam z pomieszczenia i pożegnaliśmy się ze wszystkimi. Mój chłopak wziął nasze walizki i zaniósł je do bagażnika taksówki.
- Udanego wyjazdu i miłej zabawy! - rzucił na odchodne Liam i pomachał nam.
- Dzięki! - odkrzyknęliśmy i odwzajemniliśmy gest, po czym wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy na lotnisko.
Po przybyciu na miejsce odnieśliśmy nasze bagaże na taśmę prowadzącą je do samolotu, a sami udaliśmy się do odprawy. Kiedy było już po wszystkim, zajęliśmy wyznaczone miejsca w samolocie.
- Jak samopoczucie, skarbie? - zapytał Tomlinson, splatając nasze palce, wcześniej dając mi buziaka w policzek.
- Strasznie gorąco - zaśmiałam się, na co brunet zareagował tak samo.
Nagle w głośnikach rozległ się komunikat o zapięciu pasów bezpieczeństwa i wystartowaniu maszyny. Wszyscy pasażerowie wykonali polecenie, po czym wzbiliśmy się w górę w obłoki chmur.
- Ibizo, nadchodzimy! - roześmiałam się i pocałowałam mojego chłopaka.
_________________________________________________________________
Hejka naklejka! Oto obiecany kolejny rozdział :) Jak wrażenia? Według mnie szału nie ma, taki normalny, zwykły... :D Jak sądzicie? Czy to będą zwykłe, czy niezwykłe wakacje? Wydarzy się coś czy jednak nie? Z chęcią się dowiem, co chodzi Wam po głowie :D Następne rozdziały za tydzień, więc do następnej notki :* Buziaczki :* ♥ Uwielbiam Was! :D
**********
- Słońce, pamiętasz, jak wtedy lekarz mówił, że jeszcze z miesiąc i mogłabym całkiem przestać miesiączkować, bo mój organizm był podupadły? - zapytałam Lou, wsiadłszy do samochodu.
- Owszem, pamiętam. To były okropne słowa.
- Tak, to prawda. Ale dzisiaj powiedział, że jest już o wiele lepiej, że znowu rozwijam się poprawnie i że przy kolejnej wizycie będę w pełni swoich sił - zadowolona jak dziecko mówiłam to na jednym tchu, a brunet chłonął każde moje słowo z radością w oczach i uśmiechem na ustach.
- Strasznie się cieszę, że zgodziłaś się na tę terapię dla mnie, dla nas, a przede wszystkim dla siebie - chłopak pocałował mnie i pozapinawszy pasy, ruszyliśmy do domu.
Po drodze rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, śmiejąc się przy tym wniebogłosy.
- On jedzie jak śledź - Tommo wskazał ruchem głowy na wolno jadący przed nami samochód.
- Fakt, wlecze się niesamowicie, ale poczekajmy jeszcze. Może za chwilę przyspieszy - starałam się uspokoić napalonego na wyprzedzanie Louis'a.
- Nie będę marnował paliwa na takiego palanta - oznajmił brunet stanowczo i z dużą ilością gazu zaczął mijać auto przed nami.
Pedał przyspieszenia dotykał chyba podłogi, gdyż chłopak gnał jak szalony. Nie było tak kolorowo, jak mu się wydawało. Z przodu jechało jeszcze więcej samochodów.
- Louis, uważaj!!!! - krzyknęłam na widok rozpędzonego z naprzeciwka tira i zakryłam oczy dłonią. Wiedziałam, że już po nas.
- Spokojnie - usłyszałam opanowany, lecz nerwowy głos Tomlinson'a i po chwili raptownie skręciliśmy w jakąś boczną drogę.
Lou zatrzymał auto na poboczu, a ja otworzyłam oczy. Spojrzałam na mojego chłopaka - był spocony, głowę miał opartą o zagłówek, pocierał twarz dłońmi i głęboko, a zarazem szybko oddychał. Podobnie jak ja.
- Daleko jeszcze do domu? - zapytałam drżącym głosem. Cała się trzęsłam. Mało brakowało, a zginęlibyśmy przez głupotę "kochającego" mnie Louis'a.
- Około 3 km - wyjaśnił zdyszany.
- Ok. W takim razie idę na piechotę - oznajmiłam, otwierając drzwi.
- Za chwilę ruszymy.
- Nie zamierzam jechać z takim kierowcą jak Ty!
- Przecież nas uratowałem! - brunet podniósł ton.
- Nie musiałbyś nas ratować, gdybyś nie wyprzedzał tego gościa!
- Ale przynajmniej nie stoimy w tych korkach!
- Jedźmy już! Nie mam ochoty z Tobą dyskutować.
- Przed chwilą mówiłaś, że pójdziesz pieszo i nie pojedziesz ze mną - niebieskooki zaczął się drażnić.
- Nie rozumiem,dlaczego żartujesz z takiej sytuacji! Jedź! - rozkazałam.
Moja cierpliwość do niego powoli kończyła się. Zapięłam pasy i przez całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem.
- Już jesteśmy na miejscu. Zadowolona? - zapytał, gasząc auto przed bramą.
- Bardzo. Nie spodziewałam się, że możesz być aż tak nieodpowiedzialny! - wykrzyknęłam i wysiadłam na zewnątrz, po czym skierowałam swoje kroki do domu. Louis uczynił to samo.
- Ale żyjemy, tak?! I to jest najważniejsze! - nasza kłótnia przeniosła się wraz z nami do przedpokoju.
- Ale mogliśmy już nie żyć! Tam był zakręt, a na zakręcie nie wyprzedza się kogoś jak wariat! Zawsze trzeba brać pod uwagę to, że ktoś może jechać z naprzeciwka!
- Wiem to! Nie musisz mnie uczyć!
- Skoro wiesz, to po jakiego grzyba wyprzedzałeś?! - nie dawałam za wygraną.
- Weź się, dziewczyno, już ogarnij! - wrzasnął.
Byliśmy tak zajęci naszą "spokojną rozmową", ze nie zauważyliśmy siedzących w salonie przyjaciół: Veronicę, Niall'a, Liam'a i Zayn'a. Przyglądali się nam i od czasu do czasu "wysyłali" sobie jakieś spojrzenia. Wszystko słyszeli. Oparłam się o futrynę i spuściłam głowę. Chłopak wciąż stał w tym samym miejscu z rękami na biodrach.
- O co poszło? - zapytał Zaza.
- Wasz oto serdeczny kolega, Louis Tomlinson - wskazałam na niego - tak wyprzedzał samochód, że mało brakowało a wjechałby w rozpędzonego tira. Gdyby nie boczna droga i jego opanowanie, mogłoby nas już tu nie być.
- Zamknij się w końcu, ok?! - brunetowi puściły nerwy. - Będziesz teraz wszystkim rozpowiadała, co zrobiłem?! Mam Cię już dosyć!!!
- Żebyś wiedział! Będę mówiła o tym wszystkim, aby nie popełniali tego samego błędu co Ty i chociaż trochę mieli na uwadze bezpieczeństwo swojej dziewczyny! I licz się ze słowami! - krzyknęłam na niego. - Na pewno nikt nie mówi do swojej laski "Zamknij się!"!!!
- Juss, przecież miałem Cię na myśli, bo Cię kocham - powiedział Tommo spokojniej.
- Nie, Louis. Nie. Gdybyś mnie kochał, nigdy nie zrobiłbyś tego - popatrzyłam mu głęboko w oczy, a następnie odwróciłam się na pięcie i pobiegłam na górę do naszego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zamknąwszy oczy, odtwarzałam ciągle tamte wydarzenia. Myśl o tym, że moglibyśmy już nie żyć, nie mieściła mi się w głowie. Po prostu jeden wielki koszmar.
_________________________________________________________________
Hej Miśki! Powracam z nowym rozdziałem? Jak myślicie: Juss przebaczy Lou i wygra miłość czy jednak z nim zerwie i zostawi tego "wariata"? Z chęcią poznam, co myślicie :D Chciałabym również podziękować za miłe słowa, które słyszę od Was na temat tego opowiadania. Są one dla mnie wielką motywacją, że gdybym miała czas, to od razu udostępniłabym Wam wszystkie rozdziały :D Nowa notka powinna pojawić się już jutro po południu ;) zatem do jutra :* Buziaki ♥