niedziela, 23 listopada 2014

ROZDZIAŁ 1

       Od miesiąca mieszkam w Londynie i pracuję tam jako sprzedawczyni w sklepie odzieżowym H&M. Nie powiem, że nie cieszyłam się na ten wyjazd. Był on moim marzeniem od lat, więc kiedy dowiedziałam się, że jadę do Londynu, byłam przeszczęśliwa.
      Pewnego dnia, gdy miałam już kończyć pracę (była 17:45) do sklepu przyszedł młody chłopak - szatyn - około 20 lat. Nawet nie był brzydki.
- Dzień dobry-powiedział.
- Dzień dobry. Zaraz zamykam sklep, więc musi się pan streszczać - zaśmiałam się, na co chłopak zareagował podobnie.
Kiedy klient przeglądał ubrania, ja w tym czasie wzięłam małą drabinkę, aby móc ściągnąć niepotrzebne pudło. Nawet nie wiem jak to się stało; niedokładnie postawiłam nogę na schodku i w ułamku sekundy runęłam jak długa na podłogę. Udało mi się tylko rzucić krótkie: "Aaaa". Poczułam straszny ból w prawej ręce i w ostatnim małym palcu. Chłopak szybko do mnie podbiegł.
- Nic się pani nie stało?
- Boli mnie prawa ręka, a dokładniej łokieć i mały palec w tej ręce.
I w tamtym momencie zobaczyłam, że z niego sączyła się krew. 
- Palec jest rozcięty. Mogę obejrzeć łokieć? - zapytał. 
- Tak, proszę - i podwinęłam rekaw bluzki.
Mężczyzna dokładnie go obejrzał i powiedział:
- Złamany nie jest, tylko go pani trochę ubiła. Aha i jeszcze jedno. Gdzie pani ma apteczkę? Bo trzeba coś z palcem zrobić.
- Nie musi pan, naprawdę.
- Muszę. Nie darowałbym sobie, gdybym nie pomógł takiej ślicznej dziewczynie z bolącym małym palcem - chłopak uśmiechnął się szeroko.
Czułam, że się rumienię, więc szybko odpowiedziałam na jego pytanie:
- Apteczkę trzymam w lewej szafce w biurku.
Za chwilę szatyn był obok mnie i zawijał mi palca.
- Dziękuję panu za pomoc - powiedziałam.
- Nie jestem żaden "pan", bo kiedy to słyszę, czuję się staro - zaśmiał się, a ja uczyniłam to samo. - Jestem Stanley, ale znajomi mówią na mnie Stan - i wyciągnął do mnie rękę. Przyznam, była ona trochę większa od mojej. :)
- Moje imię to Justine; dla przyjaciół Juss - i również podałam mu swoją dłoń. 
Stan uścisnął ją i bardzo głęboko patrzył się we mnie.
- Śliczne masz je - powiedział nagle.
- Ale co? - zapytałam zdezorientowana.
- Oczy - i potrząsnał głową. - Przepraszam, zapatrzyłem się i zamyśliłem.
- Nie musisz przepraszać - uśmiechnęłam się - a za oczy dziękuję - po czym wstałam i zaniosłam apteczkę do biurka. 
Po chwili Stan stał naprzeciwko mnie.
- Może dałabyś się zaprosić na kawę? - zapytał.
- Wiesz, dzięki za zaproszenie, ale raczej nie.
- Dlaczego?
- Muszę jeszcze tutaj umyć podłogę, a w domu czeka mnie masa rzeczy do zrobienia.
- W domu posprzątasz jutro, a teraz to mogę na ciebie poczekać.
- Nie, nie fatyguj się.
- No nie daj się prosić, Juss.
- Oh, no dobrze - zgodziłam się, po czym skierowałam swoje kroki po mopa.
Podczas mycia podłogi Stan cały czas mnie rozśmieszał, przez co bolał mnie już brzuch. Po skończeniu tej atrakcji, zamknęłam sklep i wolnym krokiem udaliśmy się do kawiarni.
                              
                            *godzinę później*
 
- Ojejku, już nie mogę - ledwo odpowiedziałam, gdyż zachodziłam się od śmiechu.
- A wiesz, że śmiech to zdrowie? Podobno jak człowiek się śmieje, to przedłuża swoje życie o parę minut - oznajmił szatyn z dumą, tym samym chwaląc się swoją wiedzą.
- co ty nie powiesz? Naprawdę? Wiesz, że nie wiedziałam o tym - odparłam, wybuchając głośnym śmiechem, a osoby znajdujące się tam, popatrzyły na mnie jak na idiotę.
- Ups, ludzie się gapią - i znowu zaśmiałam się. Chłopak uczynił to samo.
- Lubię, kiedy jesteś uśmiechnięta - oznajmił mi Stan.
- No... ale przecież dopiero się poznaliśmy, więc jak od razu możesz lubić mój śmiech?
- Heh...bo... od pierwszego wejrzenia cię poko... to znaczy... polubiłem.
- Aha. I co w związku z tym?
- Yyy... no nic - chłopak speszył się i spuścił głowę.
- Ooo, widzę, że zawstydziłam pana Stanley'a - zaśmiałam się i złapałam jego podbródek, by podnieść do góry jego twarz. W tym samym czasie zobaczyłam jego rumieńce na policzkach.
- Weź przestań, Juss - uśmiechnął się.
- O jacie. Ale się zasiedziałam. Muszę iść do domu, bo jest już 22 - szybko wstałam i zaczęłam zbierać moje rzeczy, porozrzucane po całym stoliku.. Nagle poczułam, że ktoś złapał mnie za rękę.- Czekaj. Odprowadzę cię- powiedział Stan.
- Nie musisz.
- Ale chcę i nie pozwolę ci iść samej - stwierdził.
Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
- No co? Tak trudno ci zrozumieć, ze boję się o twoje bezpieczeństwo? Chodzenie samemu w nocy po Londynie jest bardzo niebezpieczne.
- Dziękuję - i posłałam mu ciepły, czuły uśmiech.
- Już idziemy, tylko zapłacę za nas.
- O nie, za mnie nie będziesz płacił.
- A dlaczego nie? Ja cię zaprosiłem i ja zapłacę.
- Stan...  - westchnęłam.
- Nie ma mowy - uparcie trzymał się swego.
- No dobrze. Dziękuję - i dałam mu buziaka w policzek. Usłyszałam tylko ciche "Mmm", po czym opuściliśmy kawiarnię.

                             *15 minut później*

- Tutaj mieszkam - wskazałam na wieżowiec, znajdujący się przed nami. - Dziękuję za kawę, a szczególnie za pomoc w sklepie.
- Ależ nie ma sprawy. Drobiazg.
- Jaki drobiazg? Jak ja ci się odwdzięczę? Nie mam pojęcia - zrobiłam smutną minkę.
- Hmmmm... No wiesz... Daj mi po prostu swój numer telefonu i będzie ok - oznajmił z szerokim usmiechem.
- Dobrze - zgodziłam sie bez zastanowienia.
Kiedy miałam juz wchodzić do bloku, usłyszałam jeszcze za sobą głos Stana:
- Juss?
- Tak? - i odwróciłam się. Chłopak stał z rozłożonymi ramionami.
- Nie przytulisz mnie na pożegnanie? - zapytał cicho i ze smutkiem.
- Oj ty głuptasku. No pewnie, że cię przytulę.
Wtulając się w tors stana, "zaciągałam" się jego perfumami. Pachniał ślicznie. Jednym słowem mogłabym tak zawsze. Miał takie bardzo wyćwiczone mięsnie w barkach, te "bicki", którymi mnue objął, sprawiły, że czułam się bezpiecznie, mimo każdej niebezpiecznej i strasznej londyńskiej nocy. Nigdy sama nie przechadzałam się późnym wieczorem po ulicach, więc nie wiem, jak to jest. Ale przy Stanie strach uciekał w nieznane. Wiedziałm, że zawsze mnie obroni i nie skrzywdzi. Bynajmniej miałam taka nadzieję.
- Wystarczy tego dobrego na dzisiaj. Muszę już iść do domu - oznajmiłam, na co chłopak posmutniał, że "odkleiłam" się od niego.
- Ale zobaczymy się jutro, prawda? - zapytał z nutką nadziei w głosie.
- No pewnie. Tylko po południu jak skończę pracę. Najwyżej się zdzwonimy.
- To ja zadzwonię pierwszy - i zabawnie poruszył brwiami, na co ja zareagowałam cichym śmiechem. - Dobra, już cię nie zatrzymuję. Leć na górę. Papa. Słodkich snów i żebym ja ci się przyśnił - dodał szybko, odchodząc.
- Hehe, dziękuję - odpowiedziałam, kierując swoje kroki w stronę drzwi wejściowych. 

                                 *godzina 22.30*

       Po umyciu włosów i szybkim prysznicu , postanowiłam zadzwonić do mojej najlepszej przyjaciółki, Veroniki, aby móc pochwalić się moją nową znajomością. Z tego co pamiętam, ostatnio rozmawiałyśmy ze sobą miesiąc temu, więc jak na nas to długi okres.

                        ROZMOWA:
V: Słucham?
J: Hej Vercia!
V: Ooo hej Juss! Co u ciebie? Tak się cieszę, że dzwonisz.
J: U mnie dużo rzeczy się działo w ostatnim czasie, szczególnie dzisiaj. A tak w ogóle to możesz rozmawiać? Nie przeszkadzam?
V: Yyy... To znaczy... Szykuję się na randkę z Niall'em - powiedziała podekscytowana blondynka.
J: Co??!! - zatkało mnie.
V: Szykuję się na randkę z Niall'em.
J: Z TYM Niall'em??
V: Tak.
J: Z Niallem Horanem?
V: Tak. Z tym samym - pisnęła uszczęśliwiona.
J: A jak się poznaliście?
V: Długa historia nie na telefon. Przepraszam, ale muszę kończyć. Randko z Niallem równa się stres. Szczególnie wtedy, gdy jest tak późno, bo o 23 - zaśmiała się.
J: Rozumiem. To spotkajmy się jutro o 18 u mnie w domu i wszystko sobie opowiemy.
V: Oki. To jesteśmy umówione.
J: Udanej randki z Niallem.
V: Nie dzięki. Wiesz, żeby nie zapeszyć.
J: Wiem. Papatki. Buziaki / rozłączyłam się.

Po zakończeniu rozmowy szybko wskoczyłam do mojego kochanego łóżka. Była bardzo zmęczona tym dniem. Leżąc spokojnie w ciszy, rozmyślałam nad szczęściem Very i Nialla ( cieszyłam się jej szczęściem, naprawdę ), lecz najbardziej myślałam o Stanie. Stwierdziłam, że chłopak się we mnie zakochał, skoro prawie się o tym wygadał. Ale... ja w nim chyba też. Super: "Miłość od pierwszego wejrzenia", ale jakoś pusto mi było bez niego w tym momencie. Już miałam zasypiać, kiedy usłyszałam dźwięk SMS-a. Spojrzałam na wyświetlacz. Wiadomość była od Stana, w której napisane było: "Dobranoc. Buziaki. Stan :*"Uśmiechnęłam się na ten widok, po czym przyłożyłam głowę do poduszki i zasnęłam.

-----------------------------------------------------------------------------------

Hej, hej hej! Oto rozdział pierwszy. Jest to moje pierwsze opowiadanie, więc może Wam się nie podobać czy coś w tym stylu. Przepraszam, jeśli Was czymś urażam. Mam nadzieję, że pozytywnie go rozpatrujecie i zostawicie po sobie jakiś ślad ( jeśli chcecie oczywiście ). Rozdziały będę starała się dodawać co tydzień. Miłego czytania! :* Pozdrawiam

KAŻDY KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA

3 komentarze:

Unknown pisze...

wow :o
ale świetny <3
i wgl AWW spotykam się z Niallerm <# owww <3
KOCHAM CIĘ.
wgl ten Stan to chyba nie Stan ;> huehue
nie mogę się doczekać NN ^^

Nightingale pisze...

Świetny rozdział! Fajnie piszesz i bardzo mi się podoba ;) Czekam na następny rozdział i zapraszam do siebie ;) Na razie jest tylko prolog i zwiastun, ale za niedługo powinien pojawić się rozdział numer 1 :D

Unknown pisze...

Superaśny rozdział, girl❤❤Nie mogę się doczekać następnego��Kocham i uwielbiam. Marta Malik��