czwartek, 30 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 23



Spuściłam głowę.
- Słyszysz mnie?
- Tak.
- Więc?
- Jem owoce, piję dużo wody i zielonej herbaty. Czasami zrobię sobie kanapke albo jakieś płatki - wytłumaczyłam.
- Dziewczyno, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz??!!
- Tak. I dla Twojej świadomości intensywnie ćwiczę.
Weronika stała jak słup.
- Ale... Dlaczego to robisz? - spytała spokojniej.
- Nieważne - odburknęłam.
- Ej, ej... To też przez Louis'a? - podeszła do mnie i podniosła mój podbródek.
- Tak... Na pewno wstydzi się takiej świni jak ja. Zobacz na El i ma mnie.
- I Ty jesteś o wiele mądrzejsza od niej, ale nie w wypadku głodzenia się.
- Ja się nie głodzę, tylko jem zmniejszoną ilość jedzenia! Głodzić się a jeść mniej to jest różnica!
- Juss, nie porównuj się do niej!
- Bo co? - odwarknęłam.
- Bo nie warto!
- Lou nadal ją kocha!
- Skąd wiesz? Czy ta walka o Ciebie świadczy o tym, że ją kocha? Bo ja myślę, że nie - wyjaśniła mi przyjaciółka.
- Przepraszam Cię bardzo, ale za pół godziny mam siłkę... - zaczęłam nieśmiało.
- Nic się nie dzieje. Już się zmywam. Ale jak Ty ćwiczysz w takim stanie?! Zjedz coś jeszcze, bo zemdlejesz - powiedziała Vera, wychodząc ze mną na korytarz.
 - Zjem banana po drodze - uśmiechnęłam się lekko.
- Jakiego banana?! O czym ty mówisz? Najlepiej jakiś porządny obiad. Dobra, już lecę. Trzymaj się, kochaniutka. Dzwoń w każdej chwili - i cmoknęłyśmy się w policzek.
- Dziękuję. Pa - po czym blondynka wyszła.
Szybko zebrałam się, wrzuciłam dwie butelki i banany do torby, a następnie zamknęłam mieszkanie i udałam się na siłownię.

* perspektywa Louis'a *

Schodziłem po schodach, aby móc znaleźć się w kuchni, kiedy usłyszałem rozmowę Veronici z Niall'em. Rozmawiali o... Juss. Zatrzymałem się obok drzwi i lekko przysłuchiwałem się im.
- Niall, ja naprawdę się o nią martwię.
- No ale może wszystko będzie dobrze - pocieszał ją Horan.
- Jak ją zobaczyłam, to przestraszyłam się - tłumaczyła Vera.
- To aż tak źle?
- sińce pod oczami, wystające kości z ramion, obojczyki. Jednym słowem - TO NIE ONA! - Thirlwall prawie płakała.
- O mamuńciu! - jak mogłem się domyślić, blondas z wrażenia zakrył usta dłonią.
- Gdzie ona teraz jest? - zapytałem, wchodząc tam.
Veronica i Niall zdziwili się na widok mojej osoby, bo dziewczyna raptownie wstała, a Horan wyglądał tak, jakby zobaczył ducha.
- L...Lou...ja...nie mogę Ci powiedzieć - blondynka zaczęła się jąkać. 
- Proszę, powiedz mi, gdzie ona jest? - nalegałem.
Blackie przeniosła przestraszony wzrok ze mnie na Niall'a.
- Kochanie, powiedz mu. Niech oni już nie cierpią - odpowiedział blondynek.
- Więc gdzie jest Juss? - powtórzyłem pytanie po raz trzeci.
- Juss... - Vera głośno przełknęła ślinę - Juss jest na siłowni - wkońcu dziewczyna wydusiła to z siebie.
- A na której ulicy? - dopytałem się, gdyż w Londynie jest ich mnóstwo.
- Na Worldstreet.
- Dziękuję Veruś - i szybko wybiegłem z domu.
Odpaliłem samochód i z piskiem opon ruszyłem we wskazane mi miejsce. Dotarcie tam zajęło mi około godziny, gdyż na mieście były straszne korki. Pomyślałem, ze już za późno, że nie zastanę tam Juss, lecz zobaczyłem ją, jak szarpie i kłóci si z kimś. Widziałem też, jak brunetka chciała już iść, ale mężczyzna złapał ją w talii, aż zgięła się w pół i zatrzymał. Natychmiast zgasiłem samochód i jak najszybciej udałem się w jej stronę. Kiedy byłem coraz bliżej, zauważyłem, że był to... Stan! na jego widok ciśnienie mi wzrosło nawet nie wiem do ilu, a złość zebrała się jeszcze bardziej.
- Zostaw ją! - krzyknąłem, odpychając go od Justine.
- Ooo, zjawił się obrońca! - odwarknął się szatyn, po czym chciał ponownie dojść do dziewczyny, ale nie pozwoliłem mu. 

* perspektywa Juss *

- Zejdź mi z drogi! - wrzasnął Stan do Louis'a, który uparcie nie dawał mu przybliżyć się do mnie, bo objął mnie mocno.
- Nie pozwolę Ci jej skrzywdzić! - krzyknął Tommo, bardziej przytulając mnie do siebie.
- Mnie już skrzywdziłeś - szepnęłam. 
- Naprawdę nie chciałem, aby tak wyszło. Przepraszam Cię. Przez ten mój głupi debilizm... - brunet również odpowiedział szeptem, ale nie dokończył, ponieważ Stan odepchnął go. 
- Juss, kocham Cię. Przepraszam za wszystko. Damy sobie jeszcze jedną szansę? - zapytał szatyn, przybliżając się do mnie i załapał za maje policzki.
- Zostaw mnie! - wykrzyknęłam przerażona przez łzy, odsuwając go od siebie, a następnie uderzyłam go w twarz.
- Juss, proszę... - nalegał mój były, trzymając się za piekące miejsce.
- Nie zrozumiałeś?! Łapy przy sobie! - warknął zdenerwowany Lou.
Chłopcy zaczęli się bić. Nie wiedziałam, co mam robić. Po chwili Tomlinson miał rozcięty łuk brwiowy, a Stan'owi leciała krew z nosa, ale mimo to wciąż nie przestali się szamotać. 
- Uspokójcie się! Przestańcie! - wrzeszczałam z całych sił i próbowałam ich rozdzielić, jednak bez skutku. - Dzwonię po policję!
Stałam koło nich z telefonem w ręku, gdy nagle poczułam uderzenie w głowę. Momentalnie przed moimi oczami ukazała się ciemność i czułam, że upadam na coś twardego.

* perspektywa Louis'a *

Kiedy odwróciłem głowę, zobaczyłem leżącą Justine na chodniku. Natychmiast przybliżyłem się do niej, po czym natychmiast kucnąłem obok dziewczyny i zacząłem "przywracać" ją na ziemię. Brunetka nie reagowała.
- Juss, proszę, obudź się! Otwórz oczy! - prosiłem ją bardzo głośno, lekko trzęsąc za jej ramiona. - Widzisz, co narobiłeś?! To przez Ciebie! - wykrzyczałem Stan'owi w twarz, wcześniej podnosząc się.
- Zawsze moja wina! Gdybyś się tu nie zjawił, wszystko byłoby w porządku! - odwarknął się.
Nachyliłem się i sprawdziłem tętno i puls u brunetki. Na szczęście jedno i drugie było wyczuwalne.
- Nie gadaj tyle, tylko dzwoń po pogotowie! - rozkazałem chłopakowi.
- Żyje? - zapytał jeszcze, wykonując telefon.
- Tak, ale jest nieprzytomna.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Słońca! Jak wrażenia po nowym rozdziale? Tak jak obiecałam, działo się dużo :) Kocham czytać Wasze komentarze, za które serdecznie dziękuję i oby było ich jak najwięcej. Następny rozdział prawdopodobnie w sobotę i Lou dowie się czegoś, co go wstrząśnie :) Obiecuję :) Zatem na soboty :) Kocham Was! :* Jesteście najlepsi!!! ♥♥♥♥♥

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
TWÓJ KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA

czwartek, 23 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 22


   UWAGA!!! MUZYKA DO ROZDZIAŁU: Alex Hepburn - Under

Ważne pytanie pod rozdziałem:)



- Hej, mogę wejść? - zapytałem niepewnie.
Gdy ją ujrzałem, jeszcze większy żal napłynął mi do serca i bardziej ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Dziewczyna miała bardzo zapłakaną buźkę; ubrana była w czarno-białe getry i w szary rozciągnięty sweter. Włosy miała w powalającym mnie nieładzie. 
- Tak - oznajmiła cicho i schowała się za drzwi, abym mógł swobodnie wejść. - Co ty tutaj robisz? - spytała, odwracając się i przechodząc do kuchni. Podążyłem za nią.
- Słyszałem, że uratowałaś dziecko.
- Owszem. I co z tego?
- No nic. Doprowadziłaś mnie do dumy.
- A ty doprowadziłeś mnie do szału! - powiedziała głośniej.
Stałe oparty o kuchenne meble, śledząc każdy ruch Juss. Nie dziwiłem się jej. Ma prawo wrzeszczeć na takiego dupka jak ja. Na jej miejscu pewnie też tak zrobiłbym. Zielonooka przeniosła swoje ciało na kanapę, a ja podążałem za nią wzrokiem.
- Juss, tak bardzo przepraszam Cię za to, co się dzisiaj stało. Jakoś tak wyszło... Naprawdę tego żałuję - podszedłem do niej, kucnąłem przed nią i położyłem moje obie dłonie na kolanach Willson.
 - Słucham?! Czy ty siebie słyszysz?! "Jakoś tak wyszło" - zacytowała moje słowa sarkastycznie. - Jesteś bezczelny! I weź te ręce! Nie dotykaj mnie! - zsunęła moje dłonie na bok. 
- Gdybym mógł cofnąć czas... - mówiąc to, popatrzyłem w cudowne, zielone oczy brunetki. Nie dokończyłem, gdyż mi przerwała.
- Czasu nie cofniesz.
Zauważyłem świeczki w jej oczach.
- Przepraszam, ale chce mi się spać. Zmęczona jestem. Mógłbyś już iść? - zapytała łamiącym się głosem, wstając i kierując swoje kroki na korytarz. Udałem się za nią. Justine stała oparta o ścianę ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Naprawdę bardzo Cię przepraszam - rzuciłem jeszcze.
- Idź już - odpowiedziała smutno, ocierając rękawem policzek. Płakała. Jeszcze przez chwilę patrzyłem się na jej postać, po czym wykonałem polecenie dziewczyny.

* perspektywa Juss *

Chyba już wiem, dlaczego Louis powiedział tamte słowa. Jestem za gruba i wstydzi się takiego kogoś jak ja. Elka jest ode mnie milion razy chudsza, ładniejsza i na pewno znowu mu na niej zależy. Po co mu potrzebny taki pasztet jak ja? No ale dlaczego tak się wściekam, skoro nie jesteśmy i nie byliśmy parą?! Tommo może zadawać się z dziewczyną, z którą chce. Ale mimo to postanowiłam wziąć się za siebie i zapisałam się na siłownię, a także na fitness. Dzisiaj mam pierwsze zajęcia i tak już będzie codziennie. Wprowadziłam również zmiany w moim odżywianiu: normalne jedzenie zamieniłam przede wszystkim na owoce, warzywa i produkty mleczne. Od czasu do czasu jakaś kasza, zupa czy kanapka. Do tego dużo zielonej herbaty i wody. Zero batonów, zero ciastek, zero słodyczy! Buhahahahahaha!

* 3 tygodnie później *

Leżałam na kanapie i odpoczywałam po zajęciach fitness. Przed sobą miałam jeszcze ćwiczenia na siłowni. Upijając łyki wody, usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie miałam już siły, aby wstać i otworzyć, ale powoli zwlekłam się do wejścia. Moim oczom ukazała się Veronica.
- Hej - powiedziała, po czym skamieniała. - Jejku, Juss, jak ty wyglądasz? - podeszła do mnie i przytuliłyśmy się. Nie miałam siły na wszystko: na ruch rękoma, na otworzenie ust, aby coś powiedzieć ani nawet na poruszenie powiekami.
- Normalnie - odparłam cicho i wróciłam na moje poprzednie miejsce, na kanapę. Blondynka przyszła za mną.
- Jak chcesz, to zrób sobie herbatę albo kawę. Są w szafce na górze - oznajmiłam, przekręcając się na drugi bok.
- Nie, dzięki. Juss, czy wszystko w porządku? - spytała Veronica, podchodząc do mnie, a następnie kucnęła obok.
- Tak - szepnęłam.
- A ja widzę, że nie.
- Wszystko jest w normalnym porządku.
- Dziewczyno, gdyby było dobrze, to nie miałabyś sińców pod oczami, wystających kości na ramionach, obojczyków i nie wyglądałabyś tak, jak wyglądasz teraz! - oświeciła mnie głośniejszym tonem przyjaciółka. - Jak Cię zobaczyłam, to po prostu się przestraszyłam! Czy to przez Louis'a? - zapytała, kładąc swoją dłoń na moim barku.


- Skąd o tym wiesz? - zdziwiłam się, po czym odwróciłam się w jej stronę.
- Nic mi nie mówiłaś. Ostatnio nie mogę się do Ciebie dodzwonić.
- Tommo cały czas chodzi przybity, smutny, mało z nami rozmawia. Więc Harry zapytał się go, o co chodzi - wyjaśniła mi Blackie.
- A on co na to?
- Powiedział tylko, że między Wami jest nieprzyjemna sytuacja. Więc powiesz mi, o co poszło?
Nie wiem dlaczego, ale zawsze w rozmowie z Verą ulegałam. Usiadłam po turecku, a blondynka zajęła miejsce obok mnie. Zaczęłam opowiadać jej to, co wydarzyło się mniej więcej w Doncaster i po naszym powrocie. Kiedy skończyłam, blondynka stwierdziła:
- Mimo że Louis bardzo Cię zranił, coś do Ciebie czuje. Kocha Cię.
- Ale on mi tego nie powiedział. Poza tym gdyby mnie kochał, nie powiedziałby tego co wtedy - odparłam przez łzy.
- No ale czy Ty tego nie widzisz? Czasami nie potrzeba słów, aby dowiedzieć się o czyjejś miłości.
- Veronica, naprawdę Ci dziękuję za wszystko. Nie wiem, co bym zrobiła bez Ciebie - uśmiechnęłam się i mocno przytuliłam się do niej po chwili zastanowienia.
- Nie ma za co. Wiesz, że na mnie ZAWSZE możesz liczyć.
- Dziękuję - i ponownie rozpłakałam się tylko teraz ze szczęścia. - Czy to może zostać tylko między nami?
- Pewnie - uśmiechnęła się Vera. - Justine, czy ty cokolwiek jesz? - zapytała prosto z mostu Thirlwall. 
- Yyy... T... Tak.
- Musze otworzyć Twoją lodówkę i zobaczyć - stwierdziła i udała się pod mebel.
Gdy zajrzała do wnętrza, zastała tam tylko światło. Leżał jeszcze twaróg, połowa arbuza oraz stała butelka mleka i wody. Następnie Veronica otworzyła chlebak, a tam - tylko dwie razowe bułki.
- JUSS! Czym ty żyjesz??!! - wykrzyknęła.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Kochani! Tak bardzo za Wami tęskniłam :* I jak nowy rozdział? Wasze wrażenia są pozytywne czy negatywne? W następnym dużo się wydarzy :D Nareszcie po egzaminach i chyba bardzo mocno trzymaliście za mnie kciuki, bo część humanistyczną prawdopodobnie napisałam dobrze :) Ważnym pytaniem jest: Czy podobają Wam się piosenki do rozdziałów? Oczywiście nie są one obowiązkowe, ale kto chce, to może sobie włączyć, ponieważ według mnie odzwierciedlają niektóre nastroje opowiadania. Byłabym wdzięczna za szczere odpowiedzi :) Mam dobrą wiadomość. Z okazji tego, że zbliża się weekend majowy, postanowiłam Wam dać 2 rozdziały :) Dziękuję za wszystko :* KOCHAM WAS! <3

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
TWÓJ KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA

piątek, 10 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 21


UWAGA: MUZYKA SPECJALNIE DO ROZDZIAŁU: One Direction - Right Now

* perspektywa Louis'a *

   Dopiero po wyjściu Juss, kiedy zobaczyłem jej łzy i ten zapłakany wzrok, którym popatrzyła na mnie na koniec, dotarło do mnie, co takiego zrobiłem. Jaki ze mnie idiota! Chciałem uniknąć ponownej kłótni z El, dlatego to powiedziałem, ale wiedziałem, że wymiana zdań i tak musi nastąpić.
- Louis'ku, co się dzieje? - zapytała szatynka, obejmując mnie.
- Zostaw mnie w spokoju! - odepchnąłem ją od siebie.
Na szczęście chłopaków nie było w domu, bo gdzieś poszli.
- No to może chodźmy na zakupy? Odprężysz się trochę, a nawet zapomnisz o niej - nalegała. Teraz już przesadziła.
- Teraz wiem, że byłaś ze mną TYLKO dla pieniędzy i sławy! A o Juss NIGDY nie zapomnę! Jest dla mnie najważniejsza, rozumiesz?! W ogóle nie wiem, po co pozwoliłem Ci tu wejść! Przez Ciebie straciłem osobę osobę mojego życia! Osobę, którą najbardziej kocham! A teraz wyjdź! - wygarnąłem El, wypychając ją za drzwi.
- Ale co ty robisz?! - krzyknęła.
- Wyjdź i nie pokazuj mi się więcej na oczy! - wrzasnąłem.
- Ale...
- Wyjdź! Żegnam!
- Będziesz jeszcze tego żałował! - pogroziła mi palcem.
- Ja?! NIGDY! - i zatrzasnąłem drzwi.
Chodziłem w kółko po korytarzu z rękoma we włosach. "Co ja zrobiłem?! Przecież ja kocham Justine!" - te myśli miałem w głowie cały czas. Postanowiłem do niej zadzwonić, jednak miała wyłączoną komórkę. Wziąłem kurtkę, zamknąłem dom i szybko pobiegłem, aby szukać brunetki.

* perspektywa Juss *

 Idąc, nie miałam jakiegoś konkretnego celu. Byłam cała we łzach. Najpierw Stan, a teraz Louis. Widocznie wszyscy faceci są tacy sami. Znajdowałam się niedaleko skrzyżowania, gdy zobaczyłam tam tłum ludzi. Szybko podbiegłam zobaczyć, co się stało. Nagle usłyszałam głos jakiejś przerażonej i zrozpaczonej kobiety:
- Ratujcie moje dziecko!
- Gdzie ono jest? - krzyknęłam w jej kierunku, aby lepiej usłyszała moje pytanie. Nachodziło się coraz więcej gapiów. 
- Tam - poinformowała mnie, wskazując na pokrywę studzienki, znajdującej się na środku drogi.
- Zadzwoń na straż i na pogotowie - zwróciłam się do niedużej dziewczyny w zielonym swetrze, a sama, między samochodami, prędko pobiegłam we wskazane mi wcześniej miejsce, tym samym wstrzymując ruch.
Pokrywa studzienki była częściowo odsunięta, więc bez problemu usunęłam drugą połówkę. Ze środka bił nieprzyjemny, wręcz odrażający zapach. Na boku ściany przymocowana była niewielka żelazna drabinka, na której wisiał za kaptur mały chłopczyk. Nie miałam pojęcia, co takie małe dziecko mogło robić na środku jezdni pomiędzy samochodami, ale mimo to trzeba było je uratować; bardzo mocno płakało.
- Chodź mały. Zaraz będziesz bezpieczny - złapałam go pod pachy i powoli udało mi się wyciągnąć chłopczyka na zewnątrz. Usłyszałam sygnał straży, a po chwili mężczyźni w czerwonych kostiumach odgrodzili to miejsce i zajęli się studzienką.
- Nie bój się. Za chwilę będziesz u mamy - próbowałam uspokoić malca, niosąc go na rękach. Dziecko cuchnęło na kilometr i głęboko wdychało świeże powietrze. Tłum ludzi zaczął bić brawo.
- Johny, kochanie! - spanikowana matka podbiegła do nas, gdy usiadłam z dzieckiem na chodniku. Kobieta mocno przytuliła syna.
- Bardzo pani dziękuję - oznajmiła mi, uśmiechając się przez łzy. Cała jeszcze trzęsła się ze strachu.
- Nie ma za co - uśmiechnęłam się.
Po chwili przyjechała karetka. Lekarze wzięli chłopca do pojazdu, po czym dziecko zwymiotowało.
- Nic się pani nie stało? - spytał się mnie doktor.
- Otarłam sobie tylko ręce i kolana - wyjaśniłam i pokazałam mu bolące mnie miejsca.
- Najwyżej zabierzemy panią na izbę przyjęć i tam opatrzymy rany - stwierdził, prowadząc mnie do karetki.
- Czy z chłopcem wszystko dobrze? - zapytałam po drodze.
- Dziecko zatruło się odorem z wewnątrz. Poleży parę dni w szpitalu i będzie zdrów jak ryba. Wykazała się pani wielką odwagą, za co serdecznie dziękujemy. Gdyby chłopiec został tam kilka minut dłużej, mógłby stracić przytomność. Jest bardzo mało takich osób jak pani.
Uśmiechnęłam się. Miło było usłyszeć takie słowa o sobie.
- Jeśli pani pozwoli, czy moglibyśmy zrobić z panią wywiad? - kontynuował dalej. - Oczywiście asystenci zadadzą pytania, nie ja - zaśmiał się lekarz.
Ja zrobiłam to samo.
- Dobrze. Bardzo chętnie - zgodziłam się, po czym ruszyliśmy do szpitala.

* perspektywa Louis'a *

Szybszym krokiem szedłem chodnikiem, mijając domy towarowe, galerie. Co chwilę pytałem przechodniów o Justine, jednak nikt jej nie widział. Nagle ujrzałem tłum ludzi. Udałem się tam, aby zobaczyć, co się stało.
- Przepraszam, co tu się wydarzyło? - zapytałem starszej pani.
- Jakaś dziewczyna uratowała chłopczyka. tyle w niej odwagi - wyjaśniła mi.
- A pamięta pani, jak ona wyglądała? - chciałem dowiedzieć się czegoś więcej.
- Hmm... chwila, chwila... w miarę wysoka brunetka, szczuplutka, włosy miała upięte.
Ten opis idealnie pasował mi do Juss.
- Czy to była ona? - spytałem, podając staruszce zdjęcie dziewczyny.
- Tak, to ona. Taka młoda, a taka odważna, aż mi trudno w to uwierzyć - kobieta była pod wrażeniem mojej kochanej brunetki. - Na pewno ma 20 lat.
- 18 - sprostowałem. - A gdzie ona teraz jest?
- Karetka ją zabrała - po tych słowach moje nogi stały się miękkie jak wata. Byłem w szoku. 
- Czy wszystko w porządku? Pan jest bardzo blady - zmartwiła się kobieta.
- Tak, tak... Dziękuję pani bardzo - uśmiechnąłem się słabo i skierowałem się w kierunku szpitala. Kiedy dotarłem na miejsce, zacząłem pytać każdego lekarza o Juss. W końcu trafiłem na właściwego.
- Ooo, to nasza bohaterka - uśmiechnął się do mnie, trzymając w dłoniach jej zdjęcie.
- Czy coś jej się stało? - spytałem zaniepokojony.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. Utarła sobie tylko ręce i kolana, i jakies pół godziny temu poszła już do domu - wyjaśnił mi lekarz, oddając fotkę.
- Dziękuję bardzo, Do widzenia - powiedziałem i wyszedłem na zewnątrz.
Wziąłem głęboki oddech i ponownie postanowiłem zadzwonić do Justine, jednak ona wciąż miała wyłączony telefon. Nie zastanawiając się długo, ruszyłem w kierunku jej domu. Po 15 minutach stałem osłupiały przed drzwiami jej mieszkania. Bałem się, jak zareaguje na mój widok i czy w ogóle zechce ze mną rozmawiać po tym, co zrobiłem. W końcu nadusiłem na dzwonek. po chwili usłyszałem dźwięk przekręcającego się klucza i drzwi otworzyły się.

----------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Skarbki! I jak wrażenia po rozdziale? Spodziewalibyście się takie czegoś po Juss? Dziękuję za wszystkie komentarze i chciałabym Was przeprosić, że w tamtym tygodniu nie dodałam rozdziału, ale szkoła, święta... Chciałabym Was również poinformować, że nowy rozdział dam dopiero za 2 tygodnie, bo za 10 dni egzamin gimnazjalny i nauczyciele tępią. Do tego dochodzą jeszcze powtórki :( A więc do następnej notki, pozdrawiam i buziaki dla Was :***