sobota, 4 lutego 2017

ROZDZIAŁ 44


**********

- Słońce, pamiętasz, jak wtedy lekarz mówił, że jeszcze z miesiąc i mogłabym całkiem przestać miesiączkować, bo mój organizm był podupadły? - zapytałam Lou, wsiadłszy do samochodu.
- Owszem, pamiętam. To były okropne słowa.
- Tak, to prawda. Ale dzisiaj powiedział, że jest już o wiele lepiej, że znowu rozwijam się poprawnie i że przy kolejnej wizycie będę w pełni swoich sił - zadowolona jak dziecko mówiłam to na jednym tchu, a brunet chłonął każde moje słowo z radością w oczach i uśmiechem na ustach.
- Strasznie się cieszę, że zgodziłaś się na tę terapię dla mnie, dla nas, a przede wszystkim dla siebie - chłopak pocałował mnie i pozapinawszy pasy, ruszyliśmy do domu.
Po drodze rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, śmiejąc się przy tym wniebogłosy.
- On jedzie jak śledź - Tommo wskazał ruchem głowy na wolno jadący przed nami samochód.
- Fakt, wlecze się niesamowicie, ale poczekajmy jeszcze. Może za chwilę przyspieszy - starałam się uspokoić napalonego na wyprzedzanie Louis'a.
- Nie będę marnował paliwa na takiego palanta - oznajmił brunet stanowczo i z dużą ilością gazu zaczął mijać auto przed nami.
Pedał przyspieszenia dotykał chyba podłogi, gdyż chłopak gnał jak szalony. Nie było tak kolorowo, jak mu się wydawało. Z przodu jechało jeszcze więcej samochodów.
- Louis, uważaj!!!! - krzyknęłam na widok rozpędzonego z naprzeciwka tira i zakryłam oczy dłonią. Wiedziałam, że już po nas.
- Spokojnie - usłyszałam opanowany, lecz nerwowy głos Tomlinson'a i po chwili raptownie skręciliśmy w jakąś boczną drogę. 
Lou zatrzymał auto na poboczu, a ja otworzyłam oczy. Spojrzałam na mojego chłopaka - był spocony, głowę miał opartą o zagłówek, pocierał twarz dłońmi i głęboko, a zarazem szybko oddychał. Podobnie jak ja.
- Daleko jeszcze do domu? - zapytałam drżącym głosem. Cała się trzęsłam. Mało brakowało, a zginęlibyśmy przez głupotę "kochającego" mnie Louis'a.
- Około 3 km - wyjaśnił zdyszany.
- Ok. W takim razie idę na piechotę - oznajmiłam, otwierając drzwi.
- Za chwilę ruszymy.
- Nie zamierzam jechać z takim kierowcą jak Ty!
- Przecież nas uratowałem! - brunet podniósł ton.
- Nie musiałbyś nas ratować, gdybyś nie wyprzedzał tego gościa!
- Ale przynajmniej nie stoimy w tych korkach!
- Jedźmy już! Nie mam ochoty z Tobą dyskutować.
- Przed chwilą mówiłaś, że pójdziesz pieszo i nie pojedziesz ze mną - niebieskooki zaczął się drażnić.
- Nie rozumiem,dlaczego żartujesz z takiej sytuacji! Jedź! - rozkazałam.
Moja cierpliwość do niego powoli kończyła się. Zapięłam pasy i przez całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem.
- Już jesteśmy na miejscu. Zadowolona? - zapytał, gasząc auto przed bramą.
- Bardzo. Nie spodziewałam się, że możesz być aż tak nieodpowiedzialny! - wykrzyknęłam i wysiadłam na zewnątrz, po czym skierowałam swoje kroki do domu. Louis uczynił to samo.
- Ale żyjemy, tak?! I to jest najważniejsze! - nasza kłótnia przeniosła się wraz z nami do przedpokoju.
- Ale mogliśmy już nie żyć! Tam był zakręt, a na zakręcie nie wyprzedza się kogoś jak wariat! Zawsze trzeba brać pod uwagę to, że ktoś może jechać z naprzeciwka!
- Wiem to! Nie musisz mnie uczyć!
- Skoro wiesz, to po jakiego grzyba wyprzedzałeś?! - nie dawałam za wygraną.
- Weź się, dziewczyno, już ogarnij! - wrzasnął.
Byliśmy tak zajęci naszą "spokojną rozmową", ze nie zauważyliśmy siedzących w salonie przyjaciół: Veronicę, Niall'a, Liam'a i Zayn'a. Przyglądali się nam i od czasu do czasu "wysyłali" sobie jakieś spojrzenia. Wszystko słyszeli. Oparłam się o futrynę i spuściłam głowę. Chłopak wciąż stał w tym samym miejscu z rękami na biodrach.
- O co poszło? - zapytał Zaza.
- Wasz oto serdeczny kolega, Louis Tomlinson - wskazałam na niego - tak wyprzedzał samochód, że mało brakowało a wjechałby w rozpędzonego tira. Gdyby nie boczna droga i jego opanowanie, mogłoby nas już tu nie być.
- Zamknij się w końcu, ok?! - brunetowi puściły nerwy. - Będziesz teraz wszystkim rozpowiadała, co zrobiłem?! Mam Cię już dosyć!!!
- Żebyś wiedział! Będę mówiła o tym wszystkim, aby nie popełniali tego samego błędu co Ty i chociaż trochę mieli na uwadze bezpieczeństwo swojej dziewczyny! I licz się ze słowami! - krzyknęłam na niego. - Na pewno nikt nie mówi do swojej laski "Zamknij się!"!!!
- Juss, przecież miałem Cię na myśli, bo Cię kocham - powiedział Tommo spokojniej.
- Nie, Louis. Nie. Gdybyś mnie kochał, nigdy nie zrobiłbyś tego - popatrzyłam mu głęboko w oczy, a następnie odwróciłam się na pięcie i pobiegłam na górę do naszego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zamknąwszy oczy, odtwarzałam ciągle tamte wydarzenia. Myśl o tym, że moglibyśmy już nie żyć, nie mieściła mi się w głowie. Po prostu jeden wielki koszmar.
_________________________________________________________________
Hej Miśki! Powracam z nowym rozdziałem? Jak myślicie: Juss przebaczy Lou i wygra miłość czy jednak z nim zerwie i zostawi tego "wariata"? Z chęcią poznam, co myślicie :D Chciałabym również podziękować za miłe słowa, które słyszę od Was na temat tego opowiadania. Są one dla mnie wielką motywacją, że gdybym miała czas, to od razu udostępniłabym Wam wszystkie rozdziały :D Nowa notka powinna pojawić się już jutro po południu ;) zatem do jutra :* Buziaki ♥

1 komentarz:

VERONICA pisze...

Ale adrenalina! ;o