piątek, 30 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 11

     Miałem ochotę pocałować Juss, lecz powstrzymałem się, sam nie wiem dlaczego. Może obawiałem się, że da mi z liścia czy coś podobnego. Cmoknąłem tylko policzek dziewczyny.
- Za co to? - spytała, unosząc jedną brew do góry.
- To... za ten paproszek w moich włosach - lekko się uśmiechnąłem.
- Ja już wstaję. Nie będę Cię dusiła moim ciężarem - brunetka zaśmiała się i próbowała zejść. Jednak ja szybko złapałem ją w pasie.
- Wcale nie jesteś ciężka i nie przeszkadza mi to, że na mnie leżysz - powiedziałem, splatając palce w jej talii.
Zauważyłem lekki uśmiech na twarzy Juss. Leżeliśmy tak w milczeniu jeszcze parę minut, kiedy zobaczyłem mały kosmyk włosów dziewczyny, opadający jej na oczy. Bez zastanowienia założyłem go za ucho. Brunetka wdzięcznie uśmiechnęła się.
- Jesteś całkiem inna niż Eleanor - zacząłem, przerywając ciszę.
- To dobrze czy źle? - zapytała.
- Bardzo dobrze. Z taką osobą jak ona nie wytrzymałbym ani chwili dłużej. Właśnie... wtedy u Stana mówiłaś, że o niej czytałaś. Dlaczego?
- Bo... Nie. Nie mogę Ci yeraz o tym powiedzieć, nie mam odwagi. Poza tym z czasem się dowiesz - odpowiedziała. - Czy w to miejsce przychodzą jeszcze jacyś ludzie? Jakoś tu pusto.
- Ogólnie w Hyde Parku jest bardzo dużo ludzi, ale o tej polanie chyba nie wiedzą. Zawsze, kiedy tu jestem, nie ma nikogo.
- Naprawdę, przyjemnie tu. A tak na marginesie idziemy grać dalej? - spytała Juss.
- Szczerze mówiąc, to mi się już nie chce - zrobiłem łobuzerską minę.
Dziewczyna cicho zaśmiała się.

                                                                                * perspektywa Juss *


    Troszkę było mi chłodno, a dłużej nie chciałam dusić Louis'a. Owszem, na takie wtulanie się jak dotąd miałam ochotę, bo było mi cieplej, a zarazem przyjemnie. W ramach "zemsty" za niechęć do grania, dotknęłam zimnymi dłońmi jego odkrytej oraz opalonej i ciepłej szyi.
- Aaaa! Ale masz zimne ręce - chłopak zmartwił się. - Zimno Ci? Może jedźmy już do domu.
- Dam radę - i powoli wstałam, co chłopak również uczynił.
Nie minęła nawet sekunda, gdy Louis ściągnął swoją bluzę i okrył nią mnie.
- Lou, nie trzeba było, naprawdę. Poza tym zabierz to.
- Nie będziesz mi marzła. Trzymaj.
- A ty? - zapytałam z troską.
- Mi jest ciepło. Ja jestem gorący chłopak - zaśmiał się Tommo, a ja wraz z nim.
- Dziękuję - dałam mu buziaka w policzek.
- Nie ma za co. Chodź, złożymy koc i będziemy jechać. Czuję, że się zaraz rozpada.
- Ups, chyba mi kropla deszczu spadła na nos - oznajmiłam, wsiadając na rower.
Brunet założył kosz i koc na bagażnik, po czym ruszyliśmy.
- Daleko jeszcze? - zapytałam, bo zaczynało padać coraz mocniej.
- Nie. Ścigamy się? - rzucił propozycję Louis i przyśpieszył. Ja uczyniłam to samo.
Po chwili biegliśmy z Tomlinsonem z garażu do domu. Chyba chmura się oberwała, bo na ulicy stała woda. Chłopak pierwszy wpadł do środka, kierując się prosto do kuchni. Gdy zamknęłam za sobą drzwi wejściowe, powoli osunęłam się na podłogę i oparłam się o nie. Po 5 minutach z kuchni wyszedł Louis, trzymając w ręku mokrą od deszczu koszulkę. Zatkało mnie, kiedy zobaczyłam, ile tatuaży ma on na swoim ciele. Chciałam, aby w końcu przestał "niszczyć" swoją skórę.


- Już zastawiłem herbatę - oznajmił brunet, kucając obok mnie. - A co ty tak siedzisz na podłodze?
- Wymęczyłeś mnie bardzo, aż nie czuję nóg - złapałam się za uda.
- To powąchaj moje - powiedział chłopak z uśmiechem, na co Liam i Harry, którzy siedzieli w salonie, wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.
- Juss, nie radzę, bo jego nogi pachną jak kupa na patyku, uwierz mi - stwierdził przez śmiech Daddy, na co ja zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej.
- Dzięki Liam - odpowiedział z sarkazmem Lou. - O, już woda się gotuje. Herbaty?
- Chętnie.
- Justine, chodź do nas! - zawołał mnie Harry.
Wstałam z podłogi i usiadłam obok Payne'a na kanapie.
- Co robicie? - zapytałam.
- Oglądaliśmy telewizję, ale nic w niej nie ma ciekawego - wyjaśnił mi loczek.
- Proszę - do pokoju wszedł niebieskooki, stawiając przede mną kubek z gorącą cieczą i usiadł na fotelu obok.
- Dziękuję.
- Tommo, a gdzie dla nas? - zapytał Liam z udawaną, rozczarowaną miną.
- Zróbcie sobie - parsknął do nich.
Ja w tym czasie głośno westchnęłam.
- Juss, co Ci tak ciężko? - spytał Daddy.
- Zmęczona jestem. Louis, dziękuję za bluzę - ściągnęłam z siebie ubrania i podałam je chłopakowi.
- To co Wy tam robiliście??!! - Hazza zrobił wielkie oczy. - Lou, ładnie to tak dziewczynę męczyć? Ach, ci chłopcy w XXI wieku - Styles pokręcił głową na znak, że tego nie rozumie.
Ja ponownie zaczęłam się śmiać, od czego bolał mnie już brzuch.
- Harry, ale Ty głupi jesteś! - Payne pacnął go ręką w głowę. - Chodź loczek, nie będziemy im przeszkadzać - klepnął go po ramieniu Li, po czym wyszli.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Skarby! A jednak nie pocałowali się :3 Wielkie DZIĘKI za komentarze i w ogóle za miłe słowa. Nawet nie wiecie, ile one dla mnie znaczą. Gdy je czytam, to po prostu szczerzę się jak do sera :D Ok, już Was nie zanudzam moimi rozmyślaniami. :) Czy wydarzy się coś ciekawego?? Powiem Wam tylko, że zachowanie Juss pod koniec następnego rozdziału powinno Was zaskoczyć. Ona taka cicha i nieśmiała zrobi COŚ - no może to nie będzie nie wiadomo co wielkiego, ale nie wiem. Opinia należy do Was. To, że teraz mam ferie, rozdziały będę może dodawała dwa razy w tygodniu. A więc do następnej notki :* :) KOCHAM WAS :* Tym, co mają już ferie, życzę, aby się one udały i żebyście odpoczęli od szkoły :3 :*


piątek, 23 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 10

                                                                               * 10 minut później * 

- Zayn, mogę pożyczyć... O, hej - zauważył mnie siedzącą w salonie, kolejny przyjaciel Lou.
- Hej.
- Ty jesteś Justine, tak? - zapytał, podchodząc do mnie z wyciągniętą dłonią.
- Tak - odpoweidziałam, wstając.
- Jestem Liam. Miło mi.
- Payne, co chcia... Oo cześć - do pomieszczenia wszedł mulat. - Kto to? - spytał, stając obok Liam'a.
- Nie domyślasz się? Przecież to jest Juss!
- Naprawdę? Jestem Zayn. Miło mi.
- Mnie również - odpowiedziałam i uścisnęłam jego dłoń. - Skąd wiecie, jak mam na imię, skoro widzimy się pierwszy raz?
Chłopcy speszyli się.
- No bo... Tomlinson cały czas o Tobie mówi, więc mogliśmy się domyślić, że to ty - oznajmił na jednym tchu Daddy.
- No tak - przytaknął Zayn.
Kiedy spojrzałam na ich miny, po cichu zaśmiałam się sama do siebie. W sumie miło było usłyszeć to, że Tommo o mnie wspomina i to dość często.
- Co ty taka rozbawiona, Juss? - do salonu przyszedł Louis, a za nim Hazza.
- Nie, nic. Wszystko ok - uśmiechnęłam się.
- Pewnie się już poznaliście.. - zaczął Lou.
- Tak - odparliśmy wszyscy jednocześnie.
- Brakuje tu jeszcze Niall'a, ale on pojechał ze swoją dziewczyną do swoich rodziców.
- Wiem - odpowiedziałam tajemniczo.
Chłopcy popatrzyli na mnie ze zdziwieniem.
- Skąd wiesz? - zapytał z niedowierzaniem Malik.
- Bo jego dziewczyna, Veronica, jest moją przyjaciółką.
- Serio?! - loczek nie mógł w to uwierzyć. - Gdyby był Horan, to poznałabyś całe One Direction.
- To też wiem - zaśmiałam się.
- Jak to? - zapytał zdezorientowany Tommo.
- Bo...jak Wam to powiedzieć - odchrząknęłam i spuściłam głowę. - Powiem wprost: po prostu jestem Directioner, Waszą wielką, zwariowaną fanką.
Czułam wzrok wszystkich chłopców na sobie. Zaczęły mnie parzyć policzki. Widocznie Lou wyczuł moją niezręczność, skoro przerwał to:
Może już chodźmy, Juss - po czym złapał mnie za rękę i opuściliśmy mieszkanie.
Gdy mieliśmy ruszać, chłopak pacnął się w czoło.
- Co się stało? - zapytałam.
- Zapomniałem. Zaraz wrócę - szybko pobiegł do domu. Po chwili przyszedł z ogromnym koszem.
- Już możemy jechać - oznajmił, wsiadając na rower.
- Co to jest? - wskazałam na tylną część jego pojazdu.
- To jest kosz z jedzeniem. Jedziemy na piknik do parku.
- Mogłeś mi o tym powiedzieć, to ja bym coś wzięła.
- Nie mogłem, bo to miała być niespodzianka - powiedział z dumą w głosie.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. To naprawdę było przyjemne z jego strony.

                                                             * 15 minut później *

Znajdowaliśmy się na ślicznej polanie w Hyde Parku. Podobało mi się tu. To miejsce było obrośnięte drzewami, gdzieniegdzie stała ławka.
- I jak? Podoba Ci się tutaj, prawda? - zapytał Louis, podchodząc do mnie i kładąc ręcę na moich barkach.
- Bardzo. Jeszcze nigdy nie byłam w takim miejscu.
- To się cieszę. Chodź, pomożesz mi rozłożyć koc.
Po chwili wszystko było gotowe. Nie powiem, Tomlinson naprawdę postarał się z jedzeniem: sałatka, jego ulubione marchewki, owoce, soki, woda, kubki, talerze i widelce.
- Proszę, nałóż sobie - chłopak podał mi sałatkę.
- Dziękuję - i wzięłam kęs do ust. - Mmm, bardzo dobra. Sam robiłeś?
- Tak - oznajmił z powagą.
- Nie wierzę, coś kręcisz. Przyznaj się - przycisnęłam do "do murku".
- Oj Juss, przed Tobą nic nie da się ukryć - udawał oburzonego.
- Jak widzisz, nie da się - zaśmiałam się.
- No dobra. Poprosiłem mamę, żeby to zrobiła - wyjaśnił swój sekret. - Ona robi takie pyszne jedzenie, że och! Po prostu lubi gotować.
- Wiesz, że ja też? Musisz mnie z nią umówić - uśmiechnęłam się.
- Nie ma problemu. Ona i tak chciałaby Cię poznać - oznajmił zadowolony.
Ha, Louis wygadał się. Pewnie swojej mamie też o mnie mówił.
- Miło mi, naprawdę.
- Justine, czy ty naprawdę jesteś Directioner?
- Naprawdę. Dziękuję, że mnie wtedy zabrałeś, bo później czułam się nieswojo.
- Zauważyłem to. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że kochasz nas zespół - Tommo złapał mnie za rękę i zerknął w moją stronę, uśmiechając się. I wtedy między nami nastała cisza. Upiłam łyk wody, gdyż na myśl o tym, co tłumiłam w głowie, robiło mi się słabo.
- Ej, co się dzieje? - Louis lekko potrząsnął moją ręką.
- Nie, nic - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Przecież widzę. Mów, o co chodzi, na pewno Ci ulży.
- Doszła do wniosku, że chłopcy i ty pomyślicie, że ja z Tobą przyjaźnię się tylko dla pieniędzy i sławy. Ale wcale tak nie jest - czułam, że w moich oczach gromadzą się łzy.
- Co?! Kochana - złapał mnie wolną ręką za podbródek, a drugą cały czas trzymał moją dłoń - nie pomyślałem tak ani przez chwilę i chłopcy też. Oni znają całą sytuację i naprawdę bardzo Cię lubią. Uwierz mi - mówiąc, to, chłopak ciągle patrzył mi w oczy. Lekko przybliżył się do mnie i przytulając, dał buziaka w policzek. Ja wówczas zaciągnęłam się jego perfumami.
- Może pogramy w badmintona? - rzucił propozycję brunet.
- Bardzo chętnie.
Wstaliśmy z koca, wzięliśmy rakietki i za chwilę nasza gra ruszyła. Było przy tym kupę śmiechu. W pewnym momencie Louis chciał odbić lotkę, jednak przewrócił się i wybuchnął śmiechem.
- Żyjesz? - podbiegłam do niego.
- Tak. Ale ze mnie niezdara - znów zaczął się śmiać, a ja razem z nim.
Wyciągnęłam do niego ręce, aby pomóc mu wstać, lecz chłopak pociągnął mnie i ja także leżałam, ale... na jego brzuchu.
- Widzisz, co narobiłeś!! - udałam złą.
Louis tylko się roześmiał i nic nie odpowiedział. Zaczęliśmy patrzeć sobie w oczy. Po paru minutach przerwałam nasze milczenie:
- Masz coś we włosach - podsunęłam się bliżej, aby dosięgnąć kawałeczek suchego liścia.

                                                                  * perspektywa Louis'a *

Kiedy Justine przybliżyła się, znowu poczułem znane mi perfumy.
- Już wyciągnęłam - oznajmiła mi.
- Pięknie pachniesz. Mogę Cię powąchać? - zapytałem.
- Jasne.
Podniosłem głowę do jej szyi i zaciągnąłem się jej zapachem.
- That Moment - szepnąłem pod nosem, ale dziewczyna to usłyszała, skoro zapytała:
- Poznajesz?
Podniosłem wzrok na nią. Jej zielone tęczówki spoglądały na mnie spod długich rzęs. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów....


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Wam wszystkim! Będzie całus czy nie będzie?? ^^ :) Dziękuję Wam za tyyyyle odwiedzin, ale jeszcze milej byłoby mi, gdybyście napisali swoją opinię:) Jeszcze raz serdecznie Wam dziękuję i pozdrawiam :* Do następnej notki :*** BUZIAKI :***** Jesteście NAJLEPSI ;)

sobota, 10 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 9



                                                                    * perspektywa Louis'a *

     Wszystko poszło po mojej myśli. Juss w końcu się uśmiecha. Nie minęło nawet 20 minut, gdy byłem już przed moim domem. Kiedy wszedłem do środka, od razu przywitał mnie Harry:
- Ooo, w końcu jesteś.
- Trochę czasu zeszło, zanim udało mi się wyciągnąć Juss "na prostą".
- Czyżby "TE" sprawy? - Styles zabawnie poruszał brwiami.
- A ty tylko o jednym! Wcale NIE, palancie, i na razie TEGO nie ma w planie - pacnąłem ręką w jego loczki. - Zboczeniec.
- Tak tylko zapytałem, bo w dzisiejszych czasach ta młodzież... - udawał poważnego.
- Lepiej idź się myć! - przerwałem mu, ponieważ zauważyłem ręcznik na ramieniu loczka, a sam nie chciałem już rozmawiać na "ten" temat. Harry tylko parsknął śmiechem i zniknął za drzwiami łazienki. Skierowałem swoje kroki do salonu, po czym usiadłem wygodnie w fotelu, kładąc głowę na oparcie. Wizyta u brunetki nie była męcząca. Wręcz przeciwnie, było naprawdę super, ale ogólnie byłem zmęczony dzisiejszym dniem. Zamknąłem oczy, bo wtedy najbardziej mogłem się zrelaksować. Próbowałem sobie wyobrazić mnie i ją jako parę. Było to jak najbardziej realne. Ona - jest śliczna, podoba mi się jej poczucie humoru, a zarazem wrażliwość na różne szkody, rozsądność. Ja - no nie powiem, lubię się pośmiać, ponabijać, ale czasami nie wiem, kiedy powiedzieć STOP. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Liam'a:
- Ooo, już wróciłeś. I jak było?
- Super to mało powiedziane. Po prostu bosko!
- Udało się wszystko? - zapytał.
- Pewnie. Poszło tak jak trzeba. Czuję, że wkrótce będzie moja.
- No to świetnie. Tylko pamiętaj: nie strać tej szansy i jej zaufania. To bardzo ważne - powiedział jak zwykle mądry Daddy.
- Wiem Liam. Dzięki - uśmiechnąłem się.
Wstałem z kanapy i poszedłem zażyć kąpieli, a następnie udałem się do swojego pokoju i zasnąłem.

                                         * środa, godz. 14.00, perspektywa Juss *

      Wybierałam ubrania, które miałam założyć na spotkanie z Louis'em, gdy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz, gdzie była informacja o tym, że dzwoni Lou.
J: Słucham?
L: Hej Juss. Dzwonię, bo chciałem cię zawiadomić o zmianie planu.
J: Ale o co chodzi? - byłam zdezorientowana.
L: Już ci tłumaczę. Chodzi o to, żebyś ty przyjechała do mnie, bo ja nie mogę się wyrobić.
J: Myślałam, że coś się stało. Ok, nie ma sprawy. Tylko powiedz, gdzie mieszkasz.
L: Roadstreet 9. Wiesz, gdzie to jest?
J: No tak trochę. Najwyżej popytam ludzi. Nie martw się, jakoś trafię - zaśmiałam się.
L: Zuch dziewczynka. Dobra, kończę. Dzięki i do zobaczenia. / rozłączył się.
    
    Po rozmowie z brunetem wróciłam do wcześniejszej czynności. Nałożyłam kremowy sweterek - tunikę w cienkie brązowe paski, czarne getry oraz ciemnoszare trampki. Włosy zaś związałam w kucyka na bok i podpięłam grzywkę do góry. Zrobiłam lekki make-up: tusz do rzęs i beżowo-brązowy cień do powiek. Usta pomalowałam jasnoróżowym błyszczykiem, po czym zabrałam torebkę i wyszłam z mieszkania, tym samym zamykając je na klucz. Udałam się do garażu po rower i ruszyłam w drogę.

                                                                                  * 20 minut później *

      Byłam przed furtką ślicznego domu z ogrodem, ogrodzonego metalowym czarnym płotem i tujkami. Wzdłuż chodnika, który prowadził do drzwi, po obu stronach rozciągały się rzędy przepięknych kwiatów. "Trochę to dziwne, żeby chłopcy chcieli plewić kwiaty i mieli na nie czas" - pomyślałam i ruszyłam przed siebie. Stałam jeszcze przez chwilę, rozglądając się dookoła i nadusiłam na dzwonek. Drzwi otworzył mi uśmiechnięty chłopak w loczkach.
- Cześć. Jest Louis? - zapytałam nieśmiało.
- Hej. Tak. Proszę, wejdź - powiedział, ustępując mi w progu. - Ty pewnie jesteś Juss.
- Tak.
- Miło mi. Ja jestem Harry - lokers uśmiechnął się szeroko i podał mi swoją dłoń. - Może chodź do salonu? Nie będziemy przecież stali na korytarzu - zaśmiał się.
- Nie, dzięki. To gdzie jest Lou?
- Tommo!!! Juss do ciebie przyszła! Chodź szybko! - krzyknął Harry.
Po chwili ze schodów zbiegł brunet, nakładając na siebie białą koszulkę. Jednak wcześniej udało mi się zauważyć jego tatuaże.
- Widzę, że się poznaliście - oznajmił niebieskooki. - Hej Juss - i przytulił mnie, a ja dałam mu buziaka w policzek.
Kiedy "odsunęliśmy się" od siebie, spojrzałam na jego twarz, ale moją główną uwagę zwróciły jego włosy.
- Louis - i w powietrzu pokazałam zabawnie rękoma jego fryzurę na mojej głowie. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Dlatego chciałem, abyś przyjechała. Myłem włosy i muszę je jeszcze wysuszyć oraz ułożyć - wyjaśnił mi z uśmiechem.
- To trochę sobie poczekasz, Juss, zanim Lou wyjdzie gotowy z łazienki - zaśmiał się Harry. Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać
- Ja się zmywam, nie przeszkadzam wam - oznajmił loczek i skierował się po schodach zapewne do swojego pokoju.
- Chodź, usiądziesz sobie. Nie będziesz przecież tyle stała - Tommo objął mnie ramieniem i zaprowadził do salonu.
- Dziekuję - powiedziałam, patrząc w jego cudowne oczy, po czym usiadłam na ciemnobrązowej skórzanej kanapie. Po bokach stały jeszcze dwa fotele, a na środku nieduży stolik ze szklanym blatem. Naprzeciw mnie znajdowała się meblościanka, pośrodku której na ścianie wisiał ogromny telewizor.
- Może się czegoś napijesz? Kawy, herbaty, wody, soku? - zapytał.
- Nie, dziękuję. Lepiej idź susz włosy - uśmiechnęłam się.
- Ok. Już idę - i brunet zniknął z mojego pola widzenia.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Hej Wam! Dziękuję Wam za miłe słowa pod każdym postem :* Naprawdę bardzo mnie to cieszy :) Oto kolejny rozdział :) I jak Wam się podoba? Mam dla Was malutką niespodziankę. Otóż na brudno napisałam już 32 rozdziały i w głowie wciąż mam pomysły na życie Juss i Louis'a. Zatem do następnej notki :) Pozdrawiam Was i buziaki :*

piątek, 2 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 8



 - Stan ci na pewno tego nie mówił, ale on był strasznym kobieciarzem. Co tydzień inna laska i w ogóle, czasami mocno zakrapiane imprezy.
- Jak to?... - tylko tyle brunetka potrafiła wydusić z siebie, gdyż ponownie wybuchnęła ogromnym płaczem. 
    Dobrze, że była jeszcze w moich ramionach, to mocniej ją przytuliłem. Wtedy poczułem znaną mi perfumę. "Our Moment" - pomyślałem. Jakie to cudowne uczucie mieć w objęciach dziewczynę, która pachnie kosmetykiem mojego zespołu.
   Juss cały czas łkała i drżała przez około 20 minut. Nie mogłem już dłużej patrzeć na jej cierpienie. 
- Chodź, zjesz mandarynki. One powinny poprawić ci humor - wzięliśmy swoje herbaty i udaliśmy się na kanapę. Przed nami na stoliku stały wspomniane owoce, które wcześniej włożyłem do miseczki.
- Skąd wiesz, że mandarynki zmienią mi nastrój na lepszy? - zapytała brunetka.
- Z doświadczenia. Tylko na mnie działają marchewki - oznajmiłem z uśmiechem, na co Juss zareagowała śmiechem. - Mam pomysł: na trzy cztery bierzemy jednocześnie mandarynki i je obieramy. Ten kto wygra to...
- To co?
- To jeszcze nie wiem, co robi - zaśmiałem się.
Po chwili nasza zabawa ruszyła. Ja trochę szybciej obierałem owoc, lecz kiedy zobaczyłem dziewczynę, trudzącą się ze skórką, zwolniłem i dałem jej szansę na wygraną.
- Ej, zrobiłeś to specjalnie - Juss zorientowała się.
- Ale co? - udałem, że nie wiem o co chodzi i zrobiłem poważną minę. Długo tak nie wytrzymałem, bo brunetka zaczęła się śmiać a ja razem z nią. 
" Wszystko idzie po mojej myśli" - byłem z siebie bardzo zadowolony.

                                     * perspektywa Juss *

    Ze śmiechu bolał mnie już brzuch. Rzeczywiście mandarynki i Louis na czele sprawili, że powoli zapominałam o Stanie. Nagle chłopak wziął kawałek owocu, podrzucił do góry, po czym część mandarynki bez problemu wylądowała w jego ustach.
- Mniam, pycha - powiedział z uśmiechem.
- Wow! Niezłe to było - naprawdę spodobała mi się ta sztuczka, Jednym słowem brunet bardzo mi imponował. On sam jak i jego zachowanie nie uległo zmianie. Kochałam i kocham go nadal takim, jakim jest.

                                       * godzinę później *

- Lou, mam do ciebie pytanie - oznajmiłam niebieskookiemu, kiedy wrócił z łazienki i usiadł obok mnie.
- Tak? Coś się stało? - zaniepokoił się.
- Nie, wszystko ok - uśmiechnęłam się. - Zastanawiam się nad tym i nie mogę nic sensownego wymyślić. Dlaczego to robisz?
- Ale co takiego?
- No pomagasz mi pozbierać się po tym wszystkim, robisz wszystko, abym nie myślała o Stanie, odwiedzasz mnie, żebym nie była z tym wszystkim sama... Dlaczego? Przecież mam dziewczynę.
- Nie jestem już z Eleanor. Zerwaliśmy ze sobą, to znaczy ja zerwałem z nią.
- Jak to? - zdziwiłam się. - Ale z jakiego powodu?
- Po prostu nie mogłem być dłużej z El po tym, jak się wtedy zachowała i jak cię potraktowała. Rozumiesz? - po tych słowach popatrzył mi w oczy.
- I z tak błahej rzeczy już nie jesteście parą? Hah, dziękuję ci, ale uważam, że to nie jest główny powód. A może zakochałeś się w kimś? Przyznaj się! - zaśmiałam się.

                                    * perspektywa Louis'a *

"Proszę, Juss, domyśl się" - błagałem ją w myślach. Gdybym mógł, w tej chwili pocałowałbym ją, ale jakoś do końca nie miałem odwagi. Bałem się jej reakcji. 
- No dobra. Po części masz rację.
- Czyli się zakochałeś? - uniosła jedną brew do góry.
- Tak - przyznałem się.
- Ooo. A kto to jest? Opowiedz mi coś o niej - dopytywała się dziewczyna.
" No Juss, nie rozśmieszaj mnie. Przecież to ty." - już miałem jej to powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem mówić:
- Jest śliczną brunetką, ma piękne oczy.. - na chwilę zerknąłem w nie. Ta zieleń miała w sobie to coś. - Posiada poczucie humoru i uwielbiam jej śmiech. Jest jeszcze wysoka i szczupła. Jednym słowem: przeciwieństwo Elki.
- To mi powiedziałeś... Dzięki - skrzyżowała ręce na piersi i udała obrażoną minkę.

                                  * perspektywa Juss *

No nie! Jak on się zakochał  w kimś, to ja już nie mam u niego ŻADNYCH szans. Zrobiło mi się smutno. Nawet nie wiem, kiedy zamyśliłam się, z czego wyrwał mnie głos bruneta:
- Juss, coś się stało?
- Nie, nic. Przepraszam, zamyśliłam się - uśmiechnęłam się lekko.
- Aha, to dobrze, że wszystko ok. Ja już będę jechał, bo chłopcy zaraz martwią się o mnie, gdy moja nieobecność w domu jest długa - powiedział Lou z uśmiechem, podnosząc się z kanapy i kierując się w stronę korytarza.
- Szkoda... Ale mimo to dziękuję, że wpadłeś. Już jest mi o wiele lepiej - obdarzyłam go uśmiechem.
- No to się cieszę i tak trzymaj - oznajmił mi, nakładając kurtkę i buty. - Co robisz w środę po południu?
- W sumie to nic. A co?
- Może przyjechałbym po ciebie? Zabrałbym cię do mnie, poznałabyś chłopaków, a potem poszlibyśmy na rolki albo na rowery. Co ty na to? - to wszystko mówił z nadzieją w głosie.
- No jasne. Tylko o której?
- Może o 15.30?
- Pasuje.
- No to super. Ja już się zmywam. Trzymaj się i jakby co, to dzwoń. Pa - na pożegnanie mocno przytuliliśmy się. 
Louis pachnął cudownie i na dodatek ten jego miętowy oddech... Jak to przyjemnie jest się przytulić do niego. Miałam ochotę dać mu buziaka w policzek, ale... na początek raczej nie wypadałoby.
- Dziękuję za mandarynki! - krzyknęłam i chłopak opuścił moje progi.
     Po 15 minutach wszystko było już posprzątane. Postanowiłam zrobić sobie kawę i zatopić się w mojej ulubionej książce, jednocześnie rozmyślając o Lou.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------ 
Witajcie w nowym roku! Chciałabym Wam życzyć jak najwięcej uśmiechu, radości, zdrowia, szczęścia, miłości i żeby rok 2015 był o wiele lepszy niż 2014 :)
Oto rozdział ósmy. No i wyszło szydło z worka dotyczące Stana... Dziękuję Wam za wszystko i do następnego rozdziału. Buziaki :*