UWAGA: MUZYKA SPECJALNIE DO ROZDZIAŁU: One Direction - Right Now
* perspektywa Louis'a *
Dopiero po wyjściu Juss, kiedy zobaczyłem jej łzy i ten zapłakany wzrok, którym popatrzyła na mnie na koniec, dotarło do mnie, co takiego zrobiłem. Jaki ze mnie idiota! Chciałem uniknąć ponownej kłótni z El, dlatego to powiedziałem, ale wiedziałem, że wymiana zdań i tak musi nastąpić.
- Louis'ku, co się dzieje? - zapytała szatynka, obejmując mnie.
- Zostaw mnie w spokoju! - odepchnąłem ją od siebie.
Na szczęście chłopaków nie było w domu, bo gdzieś poszli.
- No to może chodźmy na zakupy? Odprężysz się trochę, a nawet zapomnisz o niej - nalegała. Teraz już przesadziła.
- Teraz wiem, że byłaś ze mną TYLKO dla pieniędzy i sławy! A o Juss NIGDY nie zapomnę! Jest dla mnie najważniejsza, rozumiesz?! W ogóle nie wiem, po co pozwoliłem Ci tu wejść! Przez Ciebie straciłem osobę osobę mojego życia! Osobę, którą najbardziej kocham! A teraz wyjdź! - wygarnąłem El, wypychając ją za drzwi.
- Ale co ty robisz?! - krzyknęła.
- Wyjdź i nie pokazuj mi się więcej na oczy! - wrzasnąłem.
- Ale...
- Wyjdź! Żegnam!
- Będziesz jeszcze tego żałował! - pogroziła mi palcem.
- Ja?! NIGDY! - i zatrzasnąłem drzwi.
Chodziłem w kółko po korytarzu z rękoma we włosach. "Co ja zrobiłem?! Przecież ja kocham Justine!" - te myśli miałem w głowie cały czas. Postanowiłem do niej zadzwonić, jednak miała wyłączoną komórkę. Wziąłem kurtkę, zamknąłem dom i szybko pobiegłem, aby szukać brunetki.
* perspektywa Juss *
Idąc, nie miałam jakiegoś konkretnego celu. Byłam cała we łzach. Najpierw Stan, a teraz Louis. Widocznie wszyscy faceci są tacy sami. Znajdowałam się niedaleko skrzyżowania, gdy zobaczyłam tam tłum ludzi. Szybko podbiegłam zobaczyć, co się stało. Nagle usłyszałam głos jakiejś przerażonej i zrozpaczonej kobiety:
- Ratujcie moje dziecko!
- Gdzie ono jest? - krzyknęłam w jej kierunku, aby lepiej usłyszała moje pytanie. Nachodziło się coraz więcej gapiów.
- Tam - poinformowała mnie, wskazując na pokrywę studzienki, znajdującej się na środku drogi.
- Zadzwoń na straż i na pogotowie - zwróciłam się do niedużej dziewczyny w zielonym swetrze, a sama, między samochodami, prędko pobiegłam we wskazane mi wcześniej miejsce, tym samym wstrzymując ruch.
Pokrywa studzienki była częściowo odsunięta, więc bez problemu usunęłam drugą połówkę. Ze środka bił nieprzyjemny, wręcz odrażający zapach. Na boku ściany przymocowana była niewielka żelazna drabinka, na której wisiał za kaptur mały chłopczyk. Nie miałam pojęcia, co takie małe dziecko mogło robić na środku jezdni pomiędzy samochodami, ale mimo to trzeba było je uratować; bardzo mocno płakało.
- Chodź mały. Zaraz będziesz bezpieczny - złapałam go pod pachy i powoli udało mi się wyciągnąć chłopczyka na zewnątrz. Usłyszałam sygnał straży, a po chwili mężczyźni w czerwonych kostiumach odgrodzili to miejsce i zajęli się studzienką.
- Nie bój się. Za chwilę będziesz u mamy - próbowałam uspokoić malca, niosąc go na rękach. Dziecko cuchnęło na kilometr i głęboko wdychało świeże powietrze. Tłum ludzi zaczął bić brawo.
- Johny, kochanie! - spanikowana matka podbiegła do nas, gdy usiadłam z dzieckiem na chodniku. Kobieta mocno przytuliła syna.
- Bardzo pani dziękuję - oznajmiła mi, uśmiechając się przez łzy. Cała jeszcze trzęsła się ze strachu.
- Nie ma za co - uśmiechnęłam się.
Po chwili przyjechała karetka. Lekarze wzięli chłopca do pojazdu, po czym dziecko zwymiotowało.
- Nic się pani nie stało? - spytał się mnie doktor.
- Otarłam sobie tylko ręce i kolana - wyjaśniłam i pokazałam mu bolące mnie miejsca.
- Najwyżej zabierzemy panią na izbę przyjęć i tam opatrzymy rany - stwierdził, prowadząc mnie do karetki.
- Czy z chłopcem wszystko dobrze? - zapytałam po drodze.
- Dziecko zatruło się odorem z wewnątrz. Poleży parę dni w szpitalu i będzie zdrów jak ryba. Wykazała się pani wielką odwagą, za co serdecznie dziękujemy. Gdyby chłopiec został tam kilka minut dłużej, mógłby stracić przytomność. Jest bardzo mało takich osób jak pani.
Uśmiechnęłam się. Miło było usłyszeć takie słowa o sobie.
- Jeśli pani pozwoli, czy moglibyśmy zrobić z panią wywiad? - kontynuował dalej. - Oczywiście asystenci zadadzą pytania, nie ja - zaśmiał się lekarz.
Ja zrobiłam to samo.
- Dobrze. Bardzo chętnie - zgodziłam się, po czym ruszyliśmy do szpitala.
* perspektywa Louis'a *
Szybszym krokiem szedłem chodnikiem, mijając domy towarowe, galerie. Co chwilę pytałem przechodniów o Justine, jednak nikt jej nie widział. Nagle ujrzałem tłum ludzi. Udałem się tam, aby zobaczyć, co się stało.
- Przepraszam, co tu się wydarzyło? - zapytałem starszej pani.
- Jakaś dziewczyna uratowała chłopczyka. tyle w niej odwagi - wyjaśniła mi.
- A pamięta pani, jak ona wyglądała? - chciałem dowiedzieć się czegoś więcej.
- Hmm... chwila, chwila... w miarę wysoka brunetka, szczuplutka, włosy miała upięte.
Ten opis idealnie pasował mi do Juss.
- Czy to była ona? - spytałem, podając staruszce zdjęcie dziewczyny.
- Tak, to ona. Taka młoda, a taka odważna, aż mi trudno w to uwierzyć - kobieta była pod wrażeniem mojej kochanej brunetki. - Na pewno ma 20 lat.
- 18 - sprostowałem. - A gdzie ona teraz jest?
- Karetka ją zabrała - po tych słowach moje nogi stały się miękkie jak wata. Byłem w szoku.
- Czy wszystko w porządku? Pan jest bardzo blady - zmartwiła się kobieta.
- Tak, tak... Dziękuję pani bardzo - uśmiechnąłem się słabo i skierowałem się w kierunku szpitala. Kiedy dotarłem na miejsce, zacząłem pytać każdego lekarza o Juss. W końcu trafiłem na właściwego.
- Ooo, to nasza bohaterka - uśmiechnął się do mnie, trzymając w dłoniach jej zdjęcie.
- Czy coś jej się stało? - spytałem zaniepokojony.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. Utarła sobie tylko ręce i kolana, i jakies pół godziny temu poszła już do domu - wyjaśnił mi lekarz, oddając fotkę.
- Dziękuję bardzo, Do widzenia - powiedziałem i wyszedłem na zewnątrz.
Wziąłem głęboki oddech i ponownie postanowiłem zadzwonić do Justine, jednak ona wciąż miała wyłączony telefon. Nie zastanawiając się długo, ruszyłem w kierunku jej domu. Po 15 minutach stałem osłupiały przed drzwiami jej mieszkania. Bałem się, jak zareaguje na mój widok i czy w ogóle zechce ze mną rozmawiać po tym, co zrobiłem. W końcu nadusiłem na dzwonek. po chwili usłyszałem dźwięk przekręcającego się klucza i drzwi otworzyły się.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Skarbki! I jak wrażenia po rozdziale? Spodziewalibyście się takie czegoś po Juss? Dziękuję za wszystkie komentarze i chciałabym Was przeprosić, że w tamtym tygodniu nie dodałam rozdziału, ale szkoła, święta... Chciałabym Was również poinformować, że nowy rozdział dam dopiero za 2 tygodnie, bo za 10 dni egzamin gimnazjalny i nauczyciele tępią. Do tego dochodzą jeszcze powtórki :( A więc do następnej notki, pozdrawiam i buziaki dla Was :***
6 komentarzy:
Jejcia jaki świetny rozdział <3
Wiesz w którym momencie przerwać ;p kocham, pozdrawiam ;*
Po prostu zajebiste :DDDDD jak zawsze świetny rozdział :> nie mg się doczekać next :P tylko proszę mogą być szybciej rozdziały :< pliss nie mam co czytać o to jest takie świetne <3 kocham i pozdrawiam :>
muszę przyznać, że mnie zainteresowałaś. piszesz bardzo ładnie, fajny pomysł, żałuje, że wcześniej nie wypatrzyłam twojego bloga, jest naprawdę dobry, życzę weny i czekam nn. Zapraszam do siebie http://tlumaczenielaced.blogspot.com/ x //@zenmy_malik
Świetny skarbie ♥
Żeś cudownie wymyśliła! Po prostu kocham Twojego bloga :*
Powodzenie na egzaminie :* Będę trzymać kciuki :)
Jak będziesz miała chwilę wpadnij na nowy rozdział xx
//Paula :*
Bohaterka ^-^ super :*
Świetny przecudowny rozdział. Juss, taka odwaga, niesamowite.. Ciekawe, co powie brunetka, jak zobaczy Louisa. Kocham:*
Prześlij komentarz