* 2 dni później *
Przez te 2 dni jadłam tylko raz, a mój pusty żołądek zapełniałam wodą. Ta ostatnia sytuacja z Louis'em dobiła mnie jeszcze bardziej. Nawet nie wiem, ile przepłakałam i czego oczekiwałam. Jednak doszło do mnie, że ja go potrzebuję, że tęsknię, że brakuje mi jego dotyku. Ja go po prostu KOCHAM! Stwierdziłam, że powinnam przestać użalać się nad sobą i postanowiłam wziąć się w garść. Ogarnęłam się przed lustrem i poszłam na zakupy. Moim pierwszym celem był sklep Harrods. Mimo że ceny są tam nieziemskie, chciałam chociaż pooglądać różne rzeczy. Przechadzałam się po wielkim korytarzu, kiedy dostrzegłam śliczne stoisko z biżuterią. Podeszłam bliżej, aby móc przyjrzeć się olśniewającym pierścionkom, naszyjnikom, bransoletkom itp. za szybą. Nawet nie wiem, ile stałam, podziwiając to wszystko, gdy nagle poczułam, jak ktoś zakrywa mi oczy ciepłymi dłońmi. Szybko odwróciłam się i... zobaczyłam uśmiechniętego Harry'ego, ukazującego swoje dołeczki, Perrie i Zayn'a.
- Ale mnie przestraszyłeś! A tak w ogóle to cześć Wam - uśmiechnęłam się i po kolei pocałowałam ich w policzek.
- Co u Ciebie? - to pytanie zadał Malik.
- Jakoś leci. Raz dobrze, raz źle. chociaż ostatnio jest niewesoło - odpowiedziałam.
- Czy to...
- Nie musisz mówić, co się dzieje - Pezz uśmiechnęła, przerywając Styles'owi.
- A Wy co tutaj robicie?
- Małe zakupy w miłym towarzystwie, choć to ja im się wprosiłem - Hazza roześmiał się.
- I nie mamy co z nim zrobić, więc musimy z nim chodzić - dodał rozbawiony Zaza.
Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać razem z Perrie i z chłopcami.
- Pezz, kupiłaś coś? - spytałam Edwards, ponieważ widziałam trzymające siatki w jej i Zayn'a rękach. - Pochwalisz się? - poruszyłam zabawnie brwiami.
- Pewnie - blondynka uśmiechnęła się i po chwili wyciągnęła śliczną, błękitną sukienkę z tiulu.
Kiedy przyłożyła ją do siebie, wyglądała zjawiskowo. Z naszych ust wydobyło się tylko: "Wow!", na co Pezza podziękowała. Gdy tylko spojrzałam na blondynkę, od razu zbierało mi się na płacz. Ona jest taka śliczna, a przede wszystkim chuda. Nie jest takim grubasem jak ja. Zawsze chciałam wyglądać tak jak ona, ale muszę o tym zapomnieć.
- Widzicie, zapomniałam się zapytać co u Was - uśmiechnęłam się.
- W porządku. To znaczy tak jak zwykle: Niall się śmieje z byle czego, a Liam się wymądrza - zaśmiał się Zayn, lecz... nie wspomniał nic o Tomlinsonie.
- A... co u Louis'a? - zapytałam nieśmiało.
- Louis gra jutro mecz charytatywny o 14.00 w Celtic'u - wyjaśnił Harry.
Zaczęłam patrzeć się w jeden punkt w podłodze.
- Dzięki. Muszę już iść. Pa - powiedziałam powoli po chwili i dałam każdemu buziaka na odchodne.
Wychodząc ze sklepu, postanowiłam, że pójdę na ten mecz. Skierowałam się do Marks&Spencer, gdzie nieco zaszalałam, kupując sobie trzy siatki ubrań.
* perspektywa Louis'a, następny dzień *
Rozgrzewka przed meczem trwała już od dobrych 20 minut. Podawaliśmy sobie piłkę i strzelaliśmy do bramki, kiedy nagle usłyszałem głośne:
- LOUIS, UWAŻAJ!!!!!!
Odruchowo odskoczyłem na bok. Dobrze, że to zrobiłem, bo gdyby nie nagła reakcja rozpędzona piłka uderzyłaby mnie w twarz. Uśmiechnąłem się do kolegi w ramach podziękowania lekko skinąłem głową. Nie mogłem skupić się na niczym, bo w moich myślach cały czas była Juss.
- Tomlinson, chodź na chwilę! - na poboczu murawy stał trener i palcem wskazującym "wołał" mnie do siebie.
- Tak trenerze?
- Chłopie, co z Tobą? Gdyby nie James, nieźle oberwałbyś.
- Przepraszam trenerze - spuściłem głowę ze wstydu - ale ostatnio nie mogę na niczym się skupić.
- Dziewczyna? - mężczyzna podniósł jedną brew.
- Tak - wyznałem.
- Będzie dobrze. A teraz wracaj do chłopaków, ba zaraz zaczynamy - uśmiechnął się, zakładając rękę na rękę.
- Mam nadzieję. Dziękuję - także się uśmiechnąłem i dołączyłem do drużyny.
Zajęliśmy swoją połowę i czekaliśmy tylko na gwizdek sędziego. Na trybunach było już pełno ludzi. Rozejrzałem się szybko wkoło i pośród kibiców zobaczyłem... Juss! Myślałem, że mam zwidy, ale jednak nie, ponieważ brunetka pomachała mi. Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech i odmachałem jej. Rozległ się gwizdek, oznaczający początek gry. Szło nam całkiem nieźle; prowadziliśmy 2:1, a na dodatek miał być rzut karny dla nas. Jego wykonanie spadło oczywiście na mnie. Zerknąłem jeszcze w stronę Justine. Dziewczyna pokazała mi "okejkę", czym dodała mi otuchy, a ja kiwnąłem głową na znak, że wszystko jest dobrze. Wziąłem rozpęd i po chwili piłka znajdowała się w bramce przeciwnika. Na trybunach słychać było okrzyk radości. Spojrzałem na Willson. Brunetka, tak jak i inni nasi kibice, stała i biła brawo z szerokim uśmiechem. Gdy mnie zobaczyła, zaczęła krzyczeć: "Celtic górą!". Podziękowałem jej buziakiem w powietrzu.
* godzinę później *
Biegłem z piłką, aby móc strzelić kolejnego gola, kiedy jeden z tamtej drużyny, chcąc odebrać mi piłkę, podstawił mi nogę i przy okazji kopnął w piszczel. Momentalnie przewróciłem się, łapiąc się za bolącą kość. Ból po prostu nieopisany.
Po chwili obok mnie zjawili się ratownicy medyczni. Schłodzili moje bolące miejsce i pomogli mi wstać. Nagle poczułem silne wzburzenie się moich jelit i zwymiotowałem, schodząc z boiska. Kolejny raz zerknąłem w stronę Juss, jednak jej już tam nie było. "Pięknie" - pomyślałem. Lekarze zaprowadzili mnie na jakieś "szpitalne" łóżko, znajdujące się na długim korytarzu. Na drzwiach naprzeciwko mnie wisiała tabliczka "Gabinet Medyczny". Siedziałem tak przez chwilę, gdy zauważyłem Juss biegnącą w moją stronę.
- Louis! - krzyknęła, a za chwilę była już koło mnie. - Jak się czujesz?
- Wspaniale! Jak ręką odjął! - uśmiechnąłem się na jej widok.
- Pytam poważnie - na twarzy brunetki dostrzegłem zmartwienie.
- Boli mnie kość piszczelowa i brzuch - powiedziałem.
Z gabinetu wyszli ratownicy i zaczęli opatrywać moją nogę. Willson usiadła obok mnie; była lekko zziajana - przez bieg - i przestraszona.
- Dobrze, że nic poważniejszego Ci się nie stało - oznajmiła, po czym wyciągnęła chusteczkę i zaczęła nią wycierać moje spocone czoło. Jedną ręką złapałem ją za dłoń, a drugą za twarz, gładząc przy tym kciukiem jej policzek.
- Dziękuję - i po skończeniu wycierania pocałowałem wewnętrzną część jej dłoni trzymaną przeze mnie.
- Nie ma za co - dziewczyna uśmiechnęła się.
- Skąd wiedziałaś o moim dzisiejszym meczu? - zapytałem.
- Harry mi powiedział - wyjaśniła bez zastanowienia.
- Kochany loczek - uśmiechnąłem się, zatapiając wzrok w jej zielonych tęczówkach. Tak bardzo tęskniłem za nimi.
- Tomlinson! Koniec romansów! Wracaj na boisko! - krzyk trenera przerwał mi moją przyjemność. Niechętnie wstałem z łóżka. Juss uczyniła to samo.
- Wracasz na trybuny? - spytałem, patrząc ostatni raz w jej cudne oczy.
- Chętnie, ale o 18.00 mam zumbę. I tak już wygrywacie, więc będę tu zbędna - brunetka zaśmiała się.
Złapałem ją za nadgarstki, przysunąłem bliżej siebie i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Po tym "wydarzeniu" Juss spuściła wzrok, przygryzając dolną wargę.
- Lepiej już idź - powiedziała cicho i skierowała się do wyjścia.
Patrzyłem jeszcze za jej oddalającą się sylwetką, dopóki całkiem nie zniknęła mi z oczu.
- Trenerze, przecież ja nie mogę grać w takim stanie - stwierdziłem, kiedy znalazłem się obok mężczyzny.
- Nie będziesz grał, ale jako zawodnik na ławce musisz posiedzieć.
- Miał pan rację. Chyba będzie dobrze - uśmiechnąłem się i kulejąc, dołączyłem do innych rezerwowych uczestników.
__________________________________________________________________
Cześć i czołem!
I jak? W następnym rozdziale "coś" się wydarzy, ale nie powiem co :3
Na razie mój laptop ma małe problemy, więc next pewnie będzie, jak wszystko będzie już dobrze. ;) Jakby co, to możecie pytać się mnie o rozdziały na Twitterze :)
Do następnego! Buziaki! Jesteście najlepsi! :* Kocham Was! ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
TWÓJ KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA
3 komentarze:
Na samym początku chciałam cię przeprosić, że ostatnio nie komentowałam. Nie miałam na nic czasu.
Teraz przejdę do rozdziału.
Oni muszą być razem!!!!
No przecież, to jasne i nie widzę innej opcji.
A to jak Juss tam do niego poszła... Na po prostu aererwerwetg *.*
I jeszcze był buziak! :D
Nie wiem, czym może być to "coś", ale mam nadzieję, że nie będzie to przykra niespodzianka.
Pozdrawiam i weny życzę!!! :**
Omg rozdział jak zwykle cudoowny *-*
Justynko! Przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale na tej durnej kolonii trzeba kupić sobie internet samemu -.-
Rozdział cudny! No i wygląda na to, że się wreszcie pogodzili! <3
Kocham to po prostu!
Życzę udanych wakacji :*
/Paula :*
Prześlij komentarz