- Chodźcie
do salonu – oznajmiłam, wstając, jednak to nie uwolniło mnie od dziewczynek:
szły obok, trzymając moje obie dłonie. Louis podążał za nami.
- Napijecie
się czegoś? – spytałam, kiedy usiedli na kanapie.
- Nie,
dzięki – brunet odpowiedział w ich imieniu. – Chciałem Was zabrać do
restauracji na jakiś obiad albo pyszne ciastko. Ja stawiam – powiedział chłopak ze wzrokiem utkwionym w
stolik przed nim, a po chwili lekko podniósł na mnie wzrok. Chyba przeżywał
nasze spotkanie tak jak ja.
- Miałyśmy
być z Juss!!! – oburzyła się Daisy.
- Ale jako
dodatkowa niespodzianka urodzinowa Juss pojedzie z nami – powiedział Lou,
patrząc na mnie.
- Super!!! –
ucieszyła się Phoebe.
- Gotowa? –
Tommo obdarzył mnie lekkim uśmiechem.
- Lecę
szybko się pomalować i zaraz wracam – odrzekłam i wyszłam do łazienki.
Byłam w
szoku. Z tego co zrozumiałam, to jest to, że bliźniaczki mają dzisiaj urodziny.
Nie wiedziałam o tym i nie miałam żadnego prezentu dla nich. Nagle przypomniały
mi się ukryte w barku bombonierki, które postanowiłam im dać. Błyskawicznie
zrobiłam make-up (brązowe cienie, lekkie kreski eyelinerem, tusz do rzęs i
jasnoróżowy błyszczyk) i wyszedł mi on całkiem prosto. Z łazienki udałam się
wprost do mojego pokoju po słodycze.
-
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! – oznajmiłam siedmiolatkom, wchodząc
do salonu, po czym podarowałam im czekoladki.
- Dziękujemy
– i obie przytuliły się do mnie.
- Nie
musiałaś nam dawać prezentu. Dla nas najlepszym prezentem jesteś Ty –
powiedziała Daisy i objęła mnie w pasie, wtulając głowę w mój brzuch.
- Ale
chciałam – uśmiechnęłam się.
„Takie małe,
a takie mądre” – pomyślałam. Byłam pod wrażeniem. Przez ten czas Tomlinson stał obok i
obserwował tę sytuację.
- Jedziemy? –
zapytał, gdy skończyłyśmy uściski.
- Tak! –
wykrzyknęły dziewczynki i wybiegły na klatkę schodową.
- Czekajcie!
– Louis głośniej zwrócił się do sióstr, które były już na schodach, kiedy ja
zamykałam mieszkanie.
- Ciekawe,
czy z tego wszystkiego wiedzą, jak się nazywają – zaśmiał się brunet.
Nic nie
odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się.
- Mogłeś
wcześniej zadzwonić i powiedzieć mi o urodzinach Daisy i Phoebe. Wtedy
przygotowałabym się lepiej – oznajmiłam, przerywając ciszę między nami, gdy
schodziliśmy na dół.
- Dziewczynki
i tak są przeszczęśliwe. Gdybym zadzwonił, to nie odebrałabyś telefonu.
Chciałem, abyś trochę odpoczęła ode mnie – chłopak zerknął w moją stronę.
- No ale
znowu tu jesteś.
- Ze względu
na bliźniaczki, lecz… nie tylko.
- To jest
jakiś plan?
Lou
uśmiechnął się do siebie, ale odpowiedzi nie otrzymałam.
- Dziewczyny
na pewno są już przy samochodzie, więc chodźmy szybciej – po słowach Tomlinson’a
przyśpieszyliśmy kroku.
- Skarby, do
jakiej jedziemy restauracji? – spytał Tommo sióstr, kiedy każdy zajął swoje
miejsce w aucie. Ja siedziałam z przodu.
- „Sherlock
Holmes” – powiedziały jednocześnie.
Brunet
odpalił pojazd i ruszyliśmy. Nikt nie odzywał się, tylko radio przerywało ciszę
między nami. Położyłam rękę na skrawku siedzenia i w pewnym momencie poczułam
czyjś dotyk – oczywiście Louis’a. Mimo że przeszedł mnie przyjemny dreszczyk,
szybko zabrałam ją i z powrotem umieściłam na swoich udach, obrzucając przy tym
chłopaka poważnym, złowrogim spojrzeniem. Tomlinson’a wzrok był skierowany na
mnie, ale po chwili chłopak ponownie bacznie obserwował drogę, a ja patrzyłam
się w okno.
- Byłaś
kiedyś w „Sherlock’u”, Juss? – zapytał Lou.
- Nie –
odrzekłam, nie odwracając się w jego stronę.
- Dają tam
naprawdę dobre jedzenie – kontynuował dalej.
- Nie wiem,
bo nigdy tam nie jadłam – odpowiedziałam stanowczo, akcentując każde słowo.
- To dzisiaj
spróbujesz.
Na samą myśl
o restauracyjnym jedzeniu mój żołądek robił fikołka. Dość dawno jadłam coś porządnego.
Czasami miałam na to ochotę, ale zaraz przypominał mi się mój cel i odmawiałam
sobie sytego posiłku.
- Już
jesteśmy – rozległ się głos bruneta, gaszącego auto.
Wysiedliśmy
z samochodu i udaliśmy się do budynku, znajdującego się przed nami.
Gdy
weszliśmy do środka, zrobiło mi się dziwnie pod wpływem zapachu smażonych
potraw.
- Tam jest
fajne miejsce – powiedział Tommo, wskazując na stolik pod ścianą.
Kiedy Louis
poszedł po karty z daniami, ja z dziewczynkami zajęłyśmy swoje miejsca przy
kwadratowym stoliku. One siedziały po moich obu stronach, więc brunetowi
przypadło krzesełko naprzeciwko mnie.
- Proszę –
Lou podał nam karty. – Ale mam piękny widok przed sobą – chłopak wyszczerzył
zęby w rozbrajającym uśmiechu, na co ja pod stolikiem kopnęłam go w nogę. Widać
było, że trema do opuściła. Tomlinson tylko puścił mi oczko, po czym zaczęliśmy
przeglądać dania. Nie miałam zamiaru tam jeść. Przewróciłam tylko parę kartek i
odłożyłam spis na bok.
- Wybrane?
Co bierzecie? – zadał pytanie chłopak.
- My chcemy
naleśniki z sosem czekoladowym – oznajmiła Daisy, która wcześniej ustaliła z
Phoebe, co będą jadły.
- Ok. A Ty
Juss?
- Yyy… Ja nic. Dziękuję. Wezmę tylko wodę – wysiliłam się na
słaby uśmiech.
Witajcie!
Jakoś słabo ostatnio było z Waszymi opiniami, ale mam nadzieję, że to tylko
chwilowe :) Jak rozdział? Podoba się? Czy uważacie, że coś się wydarzy
ciekawego? Reszty dowiecie się w następnym tygodniu.
UWAGA! Jeśli
będziecie ładnie komentować, to w przyszłym tygodniu pojawią się dwa rozdziały
ze względu czterech dni wolnych :) BUZIAKI :*** Do następnego ;)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
TWÓJ KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA