* 2 dni później *
Zgasiłem samochód przed moim domem w Doncaster i po chwili wszedłem do środka. Przypomniały mi się tamte dni spędzone z Juss w tym miejscu. Ponownie ogarnął mnie żal. Zaglądnąłem do kuchni , ale nikogo tam nie było, więc postanowiłem zajrzeć do salonu. Wybór był trafiony, ponieważ mama z Dan'em oglądali telewizję, pijąc poranną kawę.
- Hej - powiedziałem cicho, czym spowodowałem, że ich wzrok skierował się na mnie.
Oparłem się o futrynę i patrzyłem się w podłogę.
- Chodź, Lou, ze mną - oznajmiła moja rodzicielka, wstając, po czym objęła mnie za ramię, zaprowadziła do kuchni i zamknęła drzwi. Ruchem ręki wskazała ne krzesło, więc usiadłem tam, a po chwili sama zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Złączyłem palce i położyłem ręce na stole.
- Kochasz ją, tak? - zapytała.
Pokiwałem twierdząco ze wzrokiem wbitym w powierzchnię stołu.
- I zraniłeś ją, a teraz nie wiesz, jak to naprawić? - kontynuowała dalej moja mama.
- Skąd Ty to wiesz? - zdziwiłem się.
Nie musiałem jej niczego wyjaśniać, bo zazwyczaj sama wiedziała, co mnie trapi.
- Matczyna intuicja - rodzicielka zaśmiała się. - Daj jej trochę czasu. Jak to mówią: czas leczy rany.
- Jeżeli przestanę i nią walczyć, to pomyśli, że wcale mi na niej nie zależy.
Kobieta objęła moje dłonie swoimi.
- Nieprawda. Z tego co się domyślam, to Ty i tak dałeś jej dużo znaków, że darzysz ją uczuciem. Widziałam przecież, jak na nią wtedy patrzyłeś - mama uśmiechnęła się, na co ja lekko zrobiłem to samo.
- Zamierzam dzisiaj zabrać Daisy i Phoebe do Londynu, a potem zawieść je do Juss - zdradziłem mamie swój plan.
- One bardzo się ucieszą. Dziewczynki prawie cały czas pytają się o Ciebie i o nią. Prezent trafiony. A kiedy zamierzasz mi je zwrócić? - zapytała kobieta ze śmiechem.
- Jeszcze dziś - zaśmiałem się.
- Kochanie, wszystko się ułoży, zobaczysz - rodzicielka pogładziła zewnętrzną stroną dłoni mój policzek. - Po raz pierwszy widzę, jak bardzo zależy ci na Justine i jak bardzo cierpisz, zraniwszy ją. Dziecko kochane, martwię się o Ciebie, bo strasznie zmizerniałeś.
- Gdybyś zobaczyła Juss...
- Dzieci, nie niszczcie tej miłości, bo widzicie, jak na tym wychodzicie. Louis'ku, będzie dobrze - po wstaniu mamy z krzesła, dostałem od niej buziaka w policzek. - Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję. Łyknę tylko wody i zmykam na górę. Mamuś, naprawdę Ci dziękuję za wszystko - po czym przytuliłem ją bardzo mocno.
* 2 godziny później *
Leżałem na łóżku i od dłuższego czasu wpatrywałem się w zdjęcie Juss, które zrobiłem jej podczas spaceru po mieście. Na fotografii dziewczyna idzie po murku i udaje, łapie równowagę, a wiatr przy tym lekko rozwiewa jej włosy do tyłu. Nagle do mojego pokoju weszła Daisy. Szybko odłożyłem zdjęcie na bok i powiedziałem:
- Wcześniej się puka do drzwi.
- Ok, wchodzę jeszcze raz.
Uśmiechnąłem się do siebie, a po chwili moja siostra ponownie znalazła się w moim pokoju, a dokładniej siedziała koło mnie na łóżku.
- Louis... - zaczęła Daisy.
- Słucham Cię - poprawiłem poduszkę pod plecami, zmieniając pozycję na siedzącą.
- Kiedy Juss do nas przyjedzie? - spytała, bawiąc się swoimi palcami.
Zrobiło mi się szkoda małej.
- Nie wiem... - i przytuliłem ją do siebie. - Tęsknisz za nią?
- Bardzo. Phoebe też. Dlaczego nie wiesz, czy Juss do nas przyjedzie? - dopytywała się.
- Juss... - wziąłem głeboki oddech - ona... obraziła się na mnie - wyjaśniłem jej łatwiejsza wersję.
- Oh Louis! Jaki Ty jesteś głupi! - Daisy pacnęła się ręką w czoło.
- Wiem - lekko uśmiechnąłem się, gdyż zachowanie dziewczynki rozśmieszyło mnie. - A co byście powiedziały, gdybym Was dzisiaj zabrał do Juss? Taki prezent urodzinowy.
- Naprawdę? - oczy małej zaszkliły się. - TAK! TAK! TAK! Biegnę powiedzieć to Phoebe! - i już jej nie było.
Wstałem z łóżka i bez celu zacząłem chodzić po pokoju, ale po chwili zakręciło mi się w głowie. Skierowałem swoje kroki na balkon. Oparłem się o barierkę i głęboko nabrałem świeżego powietrza do płuc. Moja siostra miała rację: jestem głupi. Usłyszałem radosne krzyki bliźniaczek - oznaczało to, że wpadły w furię z radości i chcą jak najszybciej jechać do Justine.
* perspektywa Juss, 1,5 godziny później *
Przebrawszy się, kończyłam suszyć włosy, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Nikogo nie zapraszałam na dzisiaj ani nic. Poprawiłam jeszcze bluzkę i przeczesałam ręką włosy, po czym otworzyłam.
- Juss!!! - krzyknęły dwie małe dziewczynki, rzucając się na mnie. Myślałam, ze zaraz przewrócą moją osobę. Kucnęłam przed nimi i mocno je przytuliłam. Nie spodziewałam się takiej wizyty.
- Juss, stęskniłam się za Tobą - powiedziała za Phoebe, oplatając moją szyję swoimi małymi rączkami.
- Ja też - dodała Daisy, przytulając swoją głowę do mojej.
- Ja za Wami też - i jeszcze bardziej wtuliłam je w siebie.
- Czyli nas kochasz, prawda? Bo my Ciebie bardzo kochamy.
- Kocham Was - zaśmiałam się.
- Louis, wejdź do środka - siedmiolatka zwróciła się do bruneta.
Spojrzałam w jego stronę. Chłopak stał w progu, oparty prawą ręką o futrynę, i co chwilę zerkał na mnie i na bliźniaczki.
- Mogę? - zapytał się mnie, a jego wzrok na dłużej utkwił w mojej osobie.
- Chyba nie będziesz stał cały czas w drzwiach - lekko uśmiechnęłam się.
Chłopak uczynił to samo, wchodząc do pomieszczenia.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie! Nie będę długo rozwodzić się, więc napisze krótko, zwięźle i na temat. Jak rozdział? Mam nadzieję, że wyszedł :) Bardzo Wam dziękuję za wszystko i do następnej notki :* Czytajcie i komentujcie ;) Pozdrawiam ♥ ILY ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
TWÓJ KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA
3 komentarze:
"Oh Louis! Jaki Ty jesteś głupi! " Boże, jak mnie to rozwaliło xDD
Juss wpuściła Lou do środka? Czyżby był to pierwszy krok do ponownego "zakochania"?
Pisz, pisz, pisz, bo nie wyrobię!
//Paula :*
Super :)
Świetny rozdział!
Oby z Juss i Lou wszystko się ułożyło.
Oni będą cudowną parą! Muszą być ze sobą!!
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam!! :*
Prześlij komentarz