sobota, 2 maja 2015

ROZDZIAŁ 24





* 15 minut później *

    Lekarze zabrali Juss do karetki, a ja podążyłem za nimi. Ratownicy trzymali ręce i nogi dziewczyny w górze, aby natleniona krew mogła dotrzeć do jej mózgu. Brunetka leżała jak cień; była bardzo blada. Veronica miała rację – Juss nie wyglądała tak jak wcześniej. To wszystko przeze mnie! 
- Czy ona przeżyje? Stało się coś poważnego? – spytałem załamany lekarzy. 
Stan stał gdzieś niedaleko z owiniętym już nosem. Mówił, że ją kocha, ale nawet nie przyszedł i o nic się nie zapytał! Co za łajdak! 
- Utrata przytomności na skutek uderzenia, ale dziewczyna przeżyje. 
- Ale… jakiś wstrząs mózgu czy nic z tych rzeczy? 
- Raczej nie, lecz musimy ją zabrać do szpitala. A panu co się stało? – zapytał i wskazał na moje brwi. 
- Yyy… Nic takiego – lekko speszyłem się. 
- Zaraz panu to opatrzymy – wyjaśnił doktor. 
- Mogę jechać z Wami? Ja muszę być przy niej! – złapałem Willson za zimną i drobną dłoń. 
- Oczywiście – po czym karetka ruszyła na sygnale. 
Przez całą drogę gładziłem Justine po włosach, ale dziewczyna wciąż była nieprzytomna. Gdy dotarliśmy na miejsce, brunetka szybko została przewieziona na salę. Chciałem tam wejść, ale nie pozwolili mi. Chodziłem po korytarzu z jednego końca na drugi, nie mogąc znaleźć miejsca dla siebie. Nagle przypomniałem sobie, że zostawiłem samochód przed siłownią. Nie mogłem tam teraz wrócić, be teraz Juss i jej zdrowie jest dla mnie najważniejsze. Zadzwoniłem do Harry’ego.  

H: Słucham? 
L: Hazza, przyjechałbyś po mój samochód? Stoi przed siłownią na Worldstreet. 
H: No ok. A Ty gdzie jesteś? 
L: W szpitalu. 
H: Co?! Jak to w szpitalu?! 
L: Przyjechałem tam z Juss. Resztę opowiem Wam później. 
H: Dobra. A gdzie masz kluczyki? 
L: Ze sobą. 
H: To wezmę Liam’a i przyjedziemy do Ciebie, a potem wezmę Twoje autko. 
L: Dzięki loczek. Muszę kończyć, bo lekarz wyszedł z sali. Na razie / rozłączyłem się. 

Szybkim krokiem podszedłem do mężczyzny. 
- Wszystko w porządku z panną Willson? – spytałem. 
- Tak. To tylko mocniejsze uderzenie, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło - wyjaśnił mi doktor. 
- Mógłbym się z nią zobaczyć? 
- Niestety, nie możemy nikogo wpuszczać. 
- Proszę, to dla mnie bardzo ważne - nalegałem. 
- A czy pan jest kimś z rodziny pacjentki? 
- Jestem jej chłopakiem – odpowiedziałem bez zastanowienia. 
- Chwileczkę, proszę poczekać – oznajmił i zwrócił się do pielęgniarki – Mrs Katie, gdy pani skończy, to prosiłbym o opuszczenie sali. 
- Dobrze – usłyszałem kobiecy głos. 
Byłem przeszczęśliwy. 
- Dziękuję – po czym uśmiechnąłem się do lekarza.


* perspektywa Juss *


Miałam całą obolałą głowę i dość tego szumu oraz krzątaniny tych wszystkich lekarzy. Ciągle dopytywali się mnie o moje samopoczucie. Jakby tego było mało, musiałam mieć podłączone jakieś kroplówki, sama nie wiem po co.

- Widzę, że pani chłopak nie może bez pani wytrzymać. Strasznie niecierpliwy jest – zaśmiała się pielęgniarka.

- Mój chłopak?! – zdziwiłam się. – Przecież ja nie mam chłopaka.

- Jak to pani nie ma? Pewnie ma, tylko przez wypadek pani nie pamięta – odpowiedziała z uśmiechem.

Po chwili w drzwiach zobaczyłam Louis’a.

- Już nie przeszkadzam. Pana dziewczyna jest przemiłą pacjentką – oznajmiła uśmiechnięta brunetowi, wychodząc.

Tommo uśmiechnął się.

- Hej. Jak się czujesz? – zapytał niepewnie.

- Dobrze. Możesz mi wytłumaczyć, o co chodzi z tym „chłopakiem”?

- Powiedziałem im, że jestem Twoim chłopakiem.

- Oszalałeś do reszty – stwierdziłam.

- Nie – Lou uśmiechnął się słodko. – Inaczej nie wpuściliby mnie do Ciebie.

Nie mogłam dłużej utrzymać powagi, ponieważ przez Tomlinson’a i jego minę zaczęłam się śmiać.

- Widzę, że przeze mnie oberwałeś w brwi – powiedziałam po chwili.

- To nie Twoja mina i nawet nie myśl o tym!

- O, Harry – zdziwiona ucieszyłam się i odmachałam uśmiechającemu się loczkowi. Obok stał Liam z dziewczyną.

- Przepraszam bardzo, ale teraz pacjentka musi jechać na dodatkowe badania – oznajmiła pielęgniarka, wchodząc do pomieszczenia.

- Już uciekam. Jeszcze wpadnę do Ciebie – brunet pocałował mnie w policzek, po czym odszedł.



* perspektywa Louis’a *

- Hej Wam! – przywitałem część moich przyjaciół, a następnie przytuliłem się z każdym. 
- Tommo, co Ci w brwi? – zapytał Payne. 
- Pobiłem się ze Stanem. 
Na twarzy Sophie zauważyłem przerażenie. Po chwili wydusiła z siebie: 
- O co? 
- Zapytaj raczej o kogo – Styles uświadomił ją. – To oczywiste, że o Juss, prawda? 
Pokiwałem twierdząco głową. 
- Lou, dasz mi kluczyki od samochodu? 
- Tak, tak. Przepraszam, zapomniałem – pacnąłem się ręką w czoło i podałem Harry’emu wspomnianą rzecz. 
- Przepraszam, że wszedłem Wam na głowę, ale przyjacielowi trzeba pomóc – zwrócił się lokers do Liam’a i Sophie. 
- My i tak mieliśmy przejeżdżać tędy i koło siłowni, więc żaden problem – Daddy uśmiechnął się. 
- Liaś, jedziemy już? – spytała Smith. 
- Tak, już. Trzymaj się stary. Narka. Pozdrów od nas Juss i powiedz jej, że wpadniemy jeszcze ją odwiedzić – krzyknął Li na odchodne. 
- I ucałuj ją! - dorzucił Hazza, poruszając zabawnie brwiami. 
- Dzięki, na razie - uśmiechnąłem się. 
Jak to dobrze mieć kogoś, na kim zawsze można polegać i nigdy nie odwróci się od Ciebie. 
- Proszę pana - usłyszałem czyjś i odwróciłem się. Był to lekarz. 
- Słucham? Coś się stało?  
- Ja w sprawie pani Justine Willson. Pan jest jej chłopakiem, dlatego stwierdziliśmy, że pan musi o tym wiedzieć  - po tych słowach przeraziłem się. 
- Coś nie tak z Juss?! 
- Zrobiliśmy jej jeszcze dodatkowe badania, które wykazały, że… - mężczyzna w białym fartuchu wziął głęboki oddech – że pańska dziewczyna jest w granicach wygłodzenia, wycieńczenia i braku siły. Stwierdziliśmy u niej także początki anemii – gdy to usłyszałem, natychmiastowo usiadłem na krzesło. Czułem, że zaraz zemdleję z tego wszystkiego. Nie mieściło mi się to w głowie! 
- Prosiłbym pana, aby pan ją pilnował z jedzeniem, bo to, co ona robi, do dobrego nie prowadzi – kontynuował dalej doktor. 
- T…tak, dobrze. Dziękuję – odpowiedziałem z dużym wysiłkiem, gdyż po tej wiadomości sam nie miałem siły. 

----------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie w drugim rozdziale podczas tego weekendu! :) Jak majówka Wam leci? Mam nadzieję, że wszystko w porządku :) U mnie dobrze, ale przeraża mnie myśl o szkole ;) Ale lepiej zostawmy szkołę w spokoju ;) Jak wrażenia po rozdziale? Podoba się? Myślę, że to, co napisałam pod tamtym rozdziałem sprawdziło się :) Zdradzę Wam, że w następnym rozdziale zakończą się wydarzenia w szpitalu. Dziękuję z całego serca za komentarze :* ♥ Nawet nie wiecie, jaką mam z nich motywację i radochę, że ktoś w ogóle chce czytać moje opowiadanie :) Do następnej notki :) Kocham Was!!! ♥♥♥♥♥ :****

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
TWÓJ KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA 

5 komentarzy:

estoy llorando en el piso pisze...

O matko i córko! *coś często się to u mnie pojawia O.o* Anemia?! O.O SERIUSLY :O *wiem że pewnie źle napisałam xD* O matko i córko...

U mnie majówka tak jakby przytwierdzona była xD W domu siedziałam xd Z przyjaciółką horror oglądałyśmy więc dało się przeżyć :s Do szkoły to ty się nawet nie zbliżaj XD Racja, zostawmy pomiot szatana w spokoju XD

Nie masz co dziękować za komentarze :) Zawsze, nawet jak nie skomentuję to i tak przeczytam twoją pracę :) Cieszmy się razem ^^ Do nextów ^^ LYT :>
/Nikita
P.S) Wpadnij do mnie :D
red-hair-is-always-beautiful.blogspot.com
dark-is-not-clear.blogspot.com
♥♥♥♥♥

Paula xx pisze...

ANEMIA?! ŻE CO?!
Wspaniałe *.*
Majowka? Nawet nawet :) Da się przeżyć xD
Nie przedłużam :) Do nexta <3
//Paula :*

Anonimowy pisze...

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Unknown pisze...

super <3

Anonimowy pisze...

Wybaczyła muu coś czuje :D huraa ^-^