niedziela, 28 grudnia 2014
ROZDZIAŁ 7
* 1 godz. później, Louis *
- Ale jak El mogła tak potraktować Juss? - dziwił się loczek, bo ciągle rozmawialiśmy o tym.
- Widocznie mogła, skoro tak zrobiła - stwierdził Malik.
- A nie możesz po prostu zadzwonić czy pojechać do Justine?
- Ona jest ze Stanem - i w tym czasie rozległ się dźwięk mojej komórki. - Idę odebrać. To Stan - rzuciłem i wyszedłem.
* ROZMOWA *
L: Hej stary! Co tam?
S: Cześć! Rozstałem się z Juss.
Kiedy mi to oznajmił, byłem w szoku.
L: Jak to?! Dlaczego jej to zrobiłeś?! - krzyknąłem; byłem zdenerwowany jego zachowaniem.
S: Zakochałem się, poza tym ona mnie nie pociągała.
L: To po co zawracałeś jej głowę?!
S: Bo chciałem.
L: Co??!! Kończę, nie mogę już z tobą dłużej gadać. Nara / rozłączyłem się, dołączając do chłopaków.
- Co ty taki zły? - spytał Styles.
- Stan zostawił Juss, rozumiecie to!!! - wrzasnąłem. - Co za dupek! Jak można tak dziewczynę potraktować szczególnie ją!!! - wpieniłem się na całego.
- No ale teraz ona jest wolna, więc na pewno masz u niej szanse - dodał mulat.
- Właśnie. Jedź do niej albo zadzwoń - zaproponował Liam.
- Jadę - stwierdziłem po chwili zastanowienia i szybko biorąc kurtkę, wybiegłem z domu, jednak wcześniej postanowiłem do niej zadzwonić. Skąd mam jej numer? Proste. Wziąłem z telefonu Stana wtedy, kiedy on wyszedł do łazienki, El była w kuchni a Juss już poszła do domu.
* perspektywa Juss *
Ze snu wyrwał mnie mój telefon. Spojrzałam na ekran, a na nim wyświetlił się nieznajomy numer. Mimo wszystko postanowiłam odebrać.
J: Słucham?
L: Hej Juss - powiedział ktoś radosnym, a zarazem zestresowanym głosem. Czyżby to Louis?
J: Louis? - zapytałam z niedowierzaniem.
L: Tak, zgadłaś. Zbudziłem cię? Masz jakiś zaspany głos.
J: Tak... nie... to znaczy zasnęłam z tego wszystkiego. Skąd masz mój numer?
L: Nieważne. Ważne, że mam. Nie chcę zaczynać tego tematu, ale wiem co się stało. Tak mi przykro, Juss. Gdybym go dorwał, to rozerwałbym go na strzępy! Nawet sobie nie wyobrażasz.
Kiedy Lou o tym wspomniał, do moich oczu ponownie napłynęły łzy.
J: Masz rację. To jest dla mnie drażliwy temat - odpowiedziałam przez łzy.
L: Ej, tylko nie płacz. Yyy... Mogę do ciebie wpaść, tylko podaj mi swój adres - na te słowa uśmiechnęłam się do siebie.
J: Jasne. Nationalstreet 34/16.
L: Ok. Dzięki. Za 15 minut będę / rozłączył się.
* 20 minut później *
Kiedy ogarniałam się przed lustrem, do drzwi rozległ się dzwonek.
- Przepraszam za 5 minut spóźnienia, ale musiałem ci kupić coś na poprawę humoru - powiedział Lou z uśmiechem na twarzy, wyciągając zza pleców siateczkę z mandarynkami i wchodząc do pomieszczenia.
- Dziękuję, ale nie trzeba było.
- Trzeba. Ślicznie wyglądasz.
- Tak, bardzo. Rozczochrane włosy, zapuchnięte oczy, a o ubraniu już nie wspomnę - zaczęłam wyliczać.
- Wręcz przeciwnie. Włosy... no może są troszkę w nieładzie, lecz to ładnie wygląda. W sumie sama zobacz - i lekko, dosłownie minimalnie, chłopak popchnął mnie do lustra, stojącego obok nas.
* perspektywa Louis'a *
Kiedy z Juss staliśmy przed lustrem (ona sprawdzała czy powiedziałem jej prawdę) nie mogłem oderwać od niej wzroku, ale starałem się to ukrywać. "Ale ładna byłaby z nas para" - pomyślałem.
- No w sumie... Masz rację. Nie jest najgorzej - stwierdziła brunetka. - Chodźmy do salono-kuchni (kuchnia połączona z salonem) - zaśmiała się.
- Ładnie tu masz - powiedziałem, wchodząc.
- Dziękuję. Czego się napijesz? - zapytała.
- Może herbaty.
- Już się robi. Siadaj tam czy tutaj, gdzie chcesz - miałem do wyboru kanapę, fotele i stoliki barowe. Wybrałem fotel. Po chwili dziewczyna zanurzyła dwie saszetki w wodzie i stała nieruchomo oparta o blat. Przestraszyłem się i podszedłem, by to sprawdzić. Podchodząc bliżej, dostrzegłem, że jej ramiona drżą. Chyba płakała.
- Juss, coś się stało? - zapytałem, po czym brunetka odwróciła się, chowając twarz w dłoniach.
- Louis, ja już naprawdę nie mogę. Kiedy tylko pomyślę o Stanie i o tym, co mi zrobił, od razu płaczę - mówiła przez łzy.
Nie wiedziałem, co robić. Czy ją przytulić, czy powiedzieć jej prawdę. Postanowiłem uczynić i jedno, i drugie. Lekko złapałem Juss za ramiona, a następnie przytuliłem ją. Bałem się jej reakcji, jednak ona odwzajemniła to. Ucieszyłem się. Widocznie potrzebowała czyjegoś wsparcia. W środku serce krajało mi się na widok dziewczyny i jej zapłakanej buźki. Miałem ochotę dorwać tego gnojka i skopać mu tyłek tak mocno, że nie wiem. Zawsze byłem twardy w różnych rozpaczliwych sytuacjach, ale teraz czułem, że łzy napływają mi do oczu, a jedna zaczęła nawet spływać po moim policzku. Szybkim ruchem otarłem ją, ale Juss to chyba zauważyła, bo spytała:
- Louis, ty płaczesz?
- To tylko emocje. Wiesz, muszę ci jeszcze powiedzieć prawdę o twoim byłym.
Zrozpaczona twarz dziewczyny skamieniała.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Kochani, dziękuję Wam za komentarze i po prostu za wszystko! Nawet nie wiecie, jak się cieszę :) Oto rozdział siódmy. Jak myślicie, co Lou powie Juss? Czy dziewczyna się pozbiera? Pozdrawiam i do następnego rozdziału :* Kocham Was! :*
Pamiętajcie, że KAŻDY KOMENTARZ TO CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA :D
wtorek, 23 grudnia 2014
URODZINY LOUISA
sobota, 20 grudnia 2014
ROZDZIAŁ 6
* 2 godziny później *
Byłem już pod domem chłopaków. Wcześniej tutaj mieszkałem, zanim przeprowadziłem się do El. Wziąłem bagaże z samochodu i zadzwoniłem do drzwi.
- Tommo?! No hej! - krzyknął ucieszony Zayn. - Chłopaki, Louis do nas wrócił! Chodź, wejdź.
Przekroczyłem próg ze spuszczoną głową. Było mi głupio, fakt. Kiedyś ich zostawiłem dla El, a teraz wracam.
- Dzięki.
- Tomlinson! tak się cieszymy, że wróciłeś - oznajmili mi wszyscy na raz, wychodząc z różnych pomieszczeń.
- znowu zamieszkać z wami? - zapytałem niepewnie.
- No jasne! Wiesz, jak wszyscy czekaliśmy na ciebie - powiedział zadowolony Harry.
Lekko uśmiechnąłem się na te słowa.
- Tęskniłem za wami - i wszyscy zrobiliśmy grupowy uścisk, tak jak na koncercie. Ale chwila... Brakowało mi Nialla.
- Gdzie jest Horan?
- Nialler pojechał ze swoją dziewczyną do rodziny - oznajmił mi Liam. - A właściwie, dlaczego wróciłeś? Coś się stało?
- Tak. Z El już nie jesteśmy razem.
- Właśnie zrobiliśmy obiad. Mamy nadzieję, że dobry - zaśmialiśmy się wszyscy. - Chodź, wszystko nam opowiesz.
Gdy wszedłem do salonu, nic się nie zmieniło. Wszystko było na swoim miejscu. Zanim zdążyłem się porozglądać i powspominać sytuacje, zazwyczaj zabawne, które tutaj miały miejsce, przyszedł Payne z obiadem. Byłem głodny, a jedzenie pachniało wyśmienicie. Kiedy zajęliśmy miejsca przy stole, jako pierwszy rzuciłem się na pożywienie. Wszyscy patrzyli na mnie jak na głupa.
- Sory, głodny jestem - powiedziałem z pełnymi ustami, na co reszta zaśmiała się.
- Śmiesznie to brzmiało. Widzę, że jesteś zastępcą blondasa - rzucił z uśmiechem Malik.
- Ktoś musi... A tak ogółem, to jest przepyszne. Kto gotował?
- Ja. Liam mi TROSZKĘ pomagał, a Zayn to już całkiem umył od tego ręce - oznajmił mi dumny Harry.
- Wiesz, jak od dawna miałem ochotę na zapiekankę z makaronem? Ty to masz nosa - i poczochrałem jego loczki.
- Ej, ale tego nie było w planie - odpowiedział Styles, po czym wszyscy zaśmialiśmy się, aż do bólu brzucha.
* 3 godziny później *
- No to teraz cie nie darujemy. O co poszło z El? - zapytał Liam.
- A więc... Byliśmy na przyjęciu u Stana... - zacząłem, a reszta słuchała mnie uważnie.
- Mówiliśmy ci od początku, że to nie jest dziewczyna dla ciebie, no ale ty nas nie słuchałeś - podsumował Zayn, gdy skończyłem.
- Nie tylko ty mi to mówisz.
* w tym samym czasie, perspektywa Juss *
Akurat zamiatałam chodnik, kiedy przed blokiem zatrzymał się czarny samochód, z którego wysiadł Stan. Od tamtego wydarzenia zadzwonił tylko raz. Ubrany był elegancko: garnitur, biała koszula i czarny krawat. Nie poznałam go.
- Hej Justine - powiedział na powitanie, lecz nie pocałował mnie ani nie przytulił jak zawsze. Zachowywał się jakoś dziwnie.
- Cześć. Nie dostanę buziaka? - zapytałam wprost.
- Niestety, ale nie. Chciałem ci powiedzieć, że jadę z pracy na delegację na 4 miesiące.
- A nie możesz tego przełożyć? I dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?
- Bo dzisiaj się dowiedziałem. Ten wyjazd jest bardzo ważny. A i jeszcze jedno. Nie kocham cię. Zakochałem się w kimś innym i my nie możemy być już razem. Na razie - oznajmił i skierował swoje kroki do samochodu.
- Ale... Poczekaj. Wytłumacz mi to!
- Śpieszę się - i odjechał.
To był dla mnie szok a zarazem cios w plecy. Zostawiłam zmiotkę i jak najszybciej udałam się na górę, do mieszkania. Kiedy weszłam do mojego pokoju,rzuciłam się na łóżko i głośno zapłakałam w poduszkę.
"Dlaczego mi to zrobił? Co ja zrobiła nie tak?" - łudziłam się w myślach. - "Zadzwonię do Very. Ale ona jest przecież z Niallem, u rodziny. Nie będę jej przeszkadzała."
Pozostałam sama ze sobą i moim bolesnym problemem.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Wam! Oto rozdział szósty :) Dziękuję Wam za wszystko.Co myślicie o tym wszystkim? Czy Louis jakoś na to zareaguje? Mam nadzieję, że Wam się podoba to opowiadanie i zostawicie po sobie jakiś ślad ;) Pozdrawiam i do następnego :* :)
czwartek, 11 grudnia 2014
ROZDZIAŁ 5
* następnego dnia *
Nie mogłam się skupić na niczym, więc postanowiłam pójść do Kościoła, a potem zadzwoniłam do Veronici.
ROZMOWA:
V: Halo?
J: Hej. Możemy się spotkać?
V: Coś się stało? Jakaś smutna jesteś.
J: Stało się. Jedna wiadomość, która mnie uszczęśliwia jest taka, że poznałam Louisa Tomlinsona - uśmiechnęłam się do siebie.
V: Ok. To za pół godziny w kawiarni. Pa/ rozłączyłam się.
* godzinę później *
- Naprawdę Stan to jego kolega? - Veronica nie mogła w to uwierzyć.
- No tak. I niestety Lou jest chłopakiem Eleanor - westchnęłam i posmutniałam.
"Juss, opamiętaj się! Przecież ty masz chłopaka!" - krzyczałam na siebie w myślach.
- Widzę, że dawna miłość powraca - blondynka poruszyła zabawnie brwiami.
- Chodzi mi o to, że biedaczek musi wytrzymywać każdy jej humorek.
- Tak, na pewno. Juss, już na tyle cię znam, że wiem o co chodzi. Uczucie powróciło.
Czułam, że się rumienię. Veronica chyba miała rację. No ale ja miałam chłopaka i co zrobić? Byłam w kropce.
- Przecież mam chłopaka - odparłam szybko.
Naszą rozmowę przerwał telefon Veronici.
- To Niall - rzuciła i poszła odebrać.
Kiedy wróciła, oznajmiła mi:
- Przepraszam, ale muszę już lecieć. Jedziemy dzisiaj z blondaskiem do jego rodziny.
- Do Irlandii?! Wow, super. W końcu poznasz swoją przyszłą teściową - zaśmiałam się. Blondynka uczyniła to samo. - Kiedy wracacie?
- Za tydzień.
- Dopiero? A chłopcy nie mają teraz koncertów?
- Nie. Mają dwa tygodnie wolnego. Oki, lecę. Trzymaj się i jakby co, to dzwoń.
- Pozdrów Nialla. Wracajcie szybko, bo nie wytrzymam bez ciebie - i mocno przytuliłyśmy się na pożegnanie.
Postanowiła przejść się do parku, ponieważ nie wiedziałam, co miałabym robić w domu. Zapłaciłam za kawę oraz ciastko i wolnym krokiem ruszyłam na łono natury.
* perspektywa Louisa *
Dopiero dzisiaj, po wczorajszej nieudanej imprezie, wróciliśmy z El do domu, do Manchester, gdzie ona studiuje. Całą drogę powrotną rozmyślałem nad sytuacją, która miała miejsce w mieszkaniu Stana. Naprawdę było mi wstyd za nią. Między moimi myślami na dłużej pojawiała się także Juss. Serio, spodobała mi się. To, jak była wczoraj ubrana, ogólnie jej wczorajszy, wieczorny wygląd pociągał mnie.
"Louis, opamiętaj się! To jest dziewczyna twojego przyjaciela! Ty masz już swoją drugą połówkę" - mówiłem sobie w myślach, lecz to mało skutkowało. Miałem jej powiedzieć jakiś komplement, ale ugryzłem się w język, bo reszta zaczęłaby mnie podejrzewać.
Gdy wszedłem do salonu, na kanapie siedziała Eleanor z założonymi rękami i obrażoną miną.
- Wiesz kochanie, naprawdę mi głupio przed nimi z twojego powodu. Myślałem, że się ze wstydu spalę - wypaliłem prosto z mostu.
- A co to moja wina, że Juss przyniosła to głupie ciastko?! Proszę, nie zaczynaj tego.
- No ale mogłaś wziąć ten jeden kawałek!
- Nie będę jadła żadnego ciastka!
- Przedtem, ile zjadałaś ton groszków, wafelków? Aż nagle ci się coś odmieniło? - krzyknąłem. Fakt, zdenerwowała mnie, lecz ona tylko poruszyła ramionami, aby mnie zirytować.
- Uważam, że powinnaś przeprosić Juss.
- Co?! O nie! Nie widzisz, ze przez nią się kłócimy? W ogóle, dlaczego ją tak bronisz? Zakochałeś się w niej czy co? - wrzasnęła, wstając.
- Co ty mówisz?! Przecież ja jestem z tobą!
- Myślisz, że nie widziałam jak na nią patrzyłeś?! Po prostu ślina ci ciekła na jej widok! Nie rób ze mnie głupiej, proszę cię. Tylko nie wiem, co ty w niej widzisz, bo ja KOMPLETNIE NIC.
- Odbiło ci?! Juss jest dziewczyną Stana, mojego najlepszego kupmla! Jest zajęta, a ja mam ciebie! Idę spać, zmęczony jestem - powiedziałem i opuściłem to pomieszczenie.
Chyba El się czegoś domyśliła. No to co. Nie chcę już z nią być, nie mam siły na takie coś. Kładąc się do łóżka, spojrzałem jeszcze na zegarek. Była 22.15. Chciałem zasnąć od razu, ale na marne. Postanowiłem jeszcze raz rozmyślić nad tym wszystkim, szczególnie o moich uczuciach do Eleanor i... Justine?
"Która jest mi bliższa? Kiedyś El, a teraz Juss. Dlaczego właściwie dziewczyna Stana? Czy to przez jej zachowanie, wygląd, poczucie humoru? No chyba tak. Wcześniej moja dziewczyna taka była, lecz obecnie nie wiem, co się z nią stało. Zmieniła się."
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dotyk innego ciała, kładącego się obok mnie na łóżku.
- Louis, śpisz już? - zapytała El.
Nawet nie usłyszałem, kiedy weszła do sypialni. Nie chciało mi się z nią rozmawiać, więc nie odezwałem się.
Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.
* następny dzień, godz. 8.30 *
Kiedy się obudziłem, El już nie było koło mnie. Niechętnie wstałem z łóżka i udałem się do łazienki. Po porannej toalecie skierowałem swoje kroki do kuchni. Szatynki nigdzie nie było. Szybko zjadłem śniadanie i pobiegłem na górę pościelić łóżko oraz ubrać się. To była także świetne okazja, aby móc się spakować. Gdy kończyłem to robić, usłyszałem, że ktoś wszedł do domu, po chwili słychać było kobiece kaszlnięcie. To Eleanor. Wziąłem swoje walizki, które później postawiłem przed kuchnią, i zapytałem:
- Gdzie byłaś?
Szatynka lekko wzdrygnęła i odwróciła się.
- W sklepie, a co?
- Myślałem nad tym wszystkim całą noc, aż w końcu doszedłem do wniosku, że dłużej nie mogę z tobą być. To koniec. Na razie - poczułem ulgę.
- Jak to? Louis, dlaczego?
- Sama dobrze wiesz - wziąłem swoje bagaże i opuściłem to mieszkanie.
"W końcu wolny" - pomyślałem, wkładając walizki do samochodu. Przed oczami błysnął mi flesz.
"A niech to. Paparazzi. No to co. Gdzie teraz mam mieszkać? Chłopaki, Londyn" - i tak jak chciałem, tak uczyniłem.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Wam! Oto rozdział piąty :) Dziękuję Wam za 4 komentarze, za wyświetlenia i w ogóle za wszystko. Mam nadzieję, że niedługo liczba komentarzy będzie coraz większa. Chciałabym znać Waszą opinię.
Jak myślicie, czy Louis dobrze postąpił, zrywając z El? A może to miłość do Juss od pierwszego wejrzenia? Pozdrawiam :*
niedziela, 7 grudnia 2014
ROZDZIAŁ 4
*godz.19.30*
Znajdowałam się przed domem mojego chłopaka. Fakt, nigdy tu nie byłam, ale Stan podał mi swój adres i, o dziwo, trafiłam bez problemu. Wzięłam głęboki oddech i nadusiłam dzwonek.
* perspektywa Stana *
Kiedy z Louisem i Eleanor, jego dziewczyną, rozmawialiśmy, co chwilę wybuchając śmiechem, do drzwi rozległ się dzwonek.
- To pewnie Juss. Pójdę otworzyć - oznajmiłem im i udałem się w kierunku drzwi.
- Hej miśku - powiedziała moja dziewczyna.
- Hej. W końcu jesteś. Chodź, poznasz Lou i El - poinformowałem ją i pocałowałem.
- Poczekaj, przecież nie pójdę w płaszczu, no nie? - uświadomiła mnie brunetka, na co ja zareagowałem śmiechem. - Jeszcze ciastko chciałabym zostawić w kuchni.
- Kuchnia na lewo - powiedziałem i udaliśmy się tam.
- Dziękuję.
Po chwili byliśmy już w salonie, gdzie czekali na nas moi znajomi. Odchrząknąłem i zacząłem mówić:
- Juss, poznaj mojego przyjaciela, Louisa - brunetka podała mu swoją dłoń - i jego dziewczynę, Eleanor - i również uczyniła to samo.
- Hej, miło mi was poznać - oznajmiła z zadowoleniem.
- Nam również - odpowiedział Louis z szerokim uśmiechem w ich imieniu.
* perspektywa Juss *
O jejciu! Tak, to on. Poznałam go. to Louis Tomlinson z One Direction! Nie wierzę, że go właśnie poznałam. To także było moim największym marzeniem, ale starałam się tego nie okazywać. Poza tym Stan ma bardzo przytulne mieszkanie. Nieduża kuchnia z jasnymi ścianami i ciemnymi meblami oddawała przyjemne ciepło, natomiast salon, trochę większy, również był pobielony na jasny kolor. Na ścianie, pomiędzy meblościanką, wisiał duży telewizor, na przeciwko stała brązowa kanapa z fotelami, przed którymi znajdował się stolik.
- Masz bardzo przytulne mieszkanko - szepnęłam szatynowi na ucho.
- Dziękuję - chłopak uśmiechnął się i złapał moją dłoń.
- Proszę bardzo, piwo dla ciebie - powiedział Lou i postawił alkohol przede mną.
- Dziękuję.
Gdy zjedliśmy rybę po grecku, którą jak się domyśliłam, przyniosła El, oznajmiłam im:
- Jedzonko pyszne, więc teraz czas na coś słodkiego - uśmiechnęłam i poszłam do kuchni po sernik.
- Proszę - postawiłam na środku stołu talerz ze słodyczą.
- O... ciastko... Myślałam, że przyniesiesz coś innego - powiedziała ni stąd ni zowąd Eleanor. Po jej minie stwierdziłam niezadowolenie.
- Proszę, częstujcie się - każdemu podałam talerz z ciastkiem. - El, weź sobie kawałek.
- Nie, dzięki, nie jadam tego - Lou popatrzył na nią "wielkim" wzrokiem.
- No weź sobie. Ty taka chudziutka, ciastko ci nie zaszkodzi.
- Pewnie jeszcze myślisz, że jestem anorektyczką! A co cię obchodzi moja tusza?!
- Nic takiego nie powiedziałam, ale... czytałam o tobie - nie dokończyłam, bo dziewczyna mi przerwała.
- Co??!! Ty czytałaś o mnie?! Po co? - wrzasnęła.
- Daj mi dokończyć! Czytałam o tobie kiedyś... i wiem, że masz niedowagę - ja także już podniosłam głos.
- A co ja cię obchodzę?! I w ogóle po co czytałaś o mnie?
- Nieważne - powiedziała ciszej i spuściłam głowę. Chłopcy patrzyli się na nas jak na jakieś psychiczne wariatki. Czułam, że dłużej nie wytrzymam i się rozpłaczę.
- Eleanor, co ty mówisz?! Uspokój się! - krzyknął Louis.
- Idę stąd i nie zamierzam tego - wskazała na ciastko - jeść - i wyszła z salonu.
Popatrzyłam pytająco na mojego chłopaka, lecz on tylko bezradnie wzruszył ramionami.
- Louis, mówiłem ci, że to nie jest dziewczyna dla ciebie - w końcu Stan przerwał niezręczną ciszę.
- No ale zanim tu przyszliśmy, ona nie była taka. W ogóle wcześniej inaczej się zachowywała. Jeszcze 3 godziny temu zjadła całą paczkę groszków, a teraz wyjeżdża z kitem, że ona nie je słodyczy - "wyrzucił" z siebie brunet. Zauważyłam, że poczuł ulgę.
- Nie chcę się wtrącać, ale według mnie to ona nie tyle nerwowo zareagowała na ciastko, lecz dlatego, że mnie od razu nie polubiła i tym chciała mi dogryźć - powiedziałam im swoje uczucia, bo tak uważałam i tak to wyglądało.
- Przestań gadać głupoty. Nawet tak nie mów! - oburzył się Lou. - Przecież ciebie każdy lubi.
- Jak widać nie każdy.
Brunet skarcił mnie wzrokiem. Poczułam się głupio, ale cieszyłam się, że powiedziałam im to, co myślę na ten temat.
- Wiecie co, zaraz przyjdę - poinformował nas Stan i wyszedł.
* perspektywa Stana *
Kiedy wyszedłem z salonu, udałem się do kuchni i tak jak przypuszczałem, oparta o meble stała El.
- Co ty wyprawiasz?! Nie tak się umawialiśmy! - trochę się zdenerwowałem.
- Nie tak?! Przecież mówiłam ci ŻADNYCH CIASTEK. A tu co?
- Przepraszam, zapomniałem - i przytuliłem ją na pocieszenie. - W sumie to ja sam zaproponowałem Juss, żeby upiekła ciasto.
- Wisz Stan, ta twoja Juss nie przypadła mi do gustu. Nie lubię jej - powiedziała El z nutką obrzydzenia w głosie.
- Już niedługo ona nie będzie moja. Zostawię ją. Chodźmy już, bo zaraz padną podejrzenia.
- Wątpię - po wypowiedzi dziewczyny opuściłem kuchnię i wróciłem do salonu.
* perspektywa Juss *
Przed przyjściem Stana do nas rozmawiałam z Louisem o wszystkim i o niczym. Dużo było przy tym chichotów. Chłopak zazwyczaj ciągle patrzył się na mnie podczas naszej rozmowy, przez co czułam się trochę skrępowana. Kiedy przyszedł mój chłopak, powiedziałam:
- Idę już do domu. Jestem zmęczona.
- No ale kochanie, zostań jeszcze chwilkę - poprosił mnie mój chłopak.
- Nie dzisiaj - i pocałowałam go na pożegnanie, zaś Louisowi podałam dłoń. - Na razie Lou.
Przechodząc obok kuchni, zauważyłam stojącą obok okna Elkę. Chciałam jak najszybciej przejść, aby mnie nie zauważyła, lecz niestety nie udało się to.
- Chodź na chwilę - zawołała.
- Ja?
- A co, ja? Tak, ty - dodała z ironią.
Posłusznie poszłam tam i zaraz znalazłam się obok niej.
- Czego chcesz ode mnie? - zapytałam ze ściśniętym gardłem.
- Widzisz, co zrobiłaś? Przez ciebie pokłóciłam się z MOIM chłopakiem - słowo "moim" bardzo podkreśliła.
- Uważasz, że go podrywam, tak? Zobacz, co ty narobiłaś! I lepiej zastanów się, co mówisz - szybko odwróciłam się, ubrałam i opuściłam ten dom i to towarzystwo. Nie miałam ochoty być tam ani chwili dłużej. Marzyłam tylko, aby wziąć prysznic i położyć się spać. Kiedy przyszłam do domu (była godzina 22.30), uczyniłam tak, jak chciałam.
-------------------------------------------------------------------------------------
-------------------------------------------------------------------------------------
Hej Wam! Ale się narobiło! Jak myślicie, co dalej będzie ze związkiem El i Lou oraz Juss i Stana? Widzę, że czytacie mojego bloga i bardzo Wam za to dziękuję :* Byłabym jeszcze bardziej zadowolona, gdybyście zostawili jakąś opinię. ;) Pozdrawiam :*
wtorek, 2 grudnia 2014
ROZDZIAŁ 3
*sobota godz.14.30*
Od pół godziny czekałam na Veronicę w moim domu. Umówiłyśmy się na 14.00, a jest już 14.30 i myślałam, że ona już nie przyjdzie. Postanowiłam więc upiec ciastko, a dokładniej sernik z pierniczkami, na dzisiejszy wieczór u Stana na godzinę 19.30. Kiedy włożyłam słodycz do piekarnika, rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam je otworzyć, a moim oczom ukazała się moja przyjaciółka.
- Hej Juss! - krzyknęła szczęśliwa blondynka, rozkładając szeroko ramiona, aby mnie przytulić.
- Cześć kochana! Myślałam, że już nie przyjdziesz, lecz pozory mylą - zaśmiałyśmy się, po czym dałyśmy sobie buziaka w policzek.
- Przepraszam za spóźnienie i za to, że nie zadzwoniłam, ale Niall mnie zatrzymał - i poruszyła zabawnie brwiami.
- Hmmm... Niall... siadaj i opowiadaj jak się poznaliście, a ja zaparzę nam kawę - stwierdziłam.
- Oooo, a co to za zapachy? - zapytała Vera, gdyż po całym mieszkaniu rozległ się zapach ciasta.
- Piekę sernik na dzisiejszy wieczór. Ze Stanem, moim chłopakiem - powiedziałam dumnie.
- Serio?! To gratuluję - wstała i mnie uściskała - ale mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
- Co ty, głuptasku! Ty? Nigdy mi nie przeszkadzasz - po czym przytuliłyśmy się mocno. - Dawno się nie widziałyśmy, więc opowiadaj jak poznałaś Horana.
- No więc tak... Z Niallem poznaliśmy się na lodowisku. Ja jechałam spokojnie na łyżwach, no ale był trochę tłum. I nagle ktoś mnie popchnął tak, że upadłabym, lecz wtedy złapał mnie on... mój blondasek z niebieskimi oczami. Potem poszliśmy na pizzę i wymieniliśmy się numerami telefonów. I tak dzwoniliśmy do siebie, pisaliśmy sms-y, aż w końcu zostaliśmy parą i jesteśmy ze sobą już os trzech miesięcy - wyjaśniła mi zafascynowana blondynka. - No a teraz ty opowiadaj jak zdobyłaś wybranka swojego serca.
- To było we czwartek przed skończeniem pracy. Do sklepu wszedł... - i zaczęłam jej mówić moją historię. - Mam nadzieję, że mnie nie zrani - dodałam, kiedy skończyłam opowiadać.
- Ja też mam taka nadzieję. Niech tylko spróbuje ci coś zrobić, to pożałuje - zaśmiała się Veronica i pogroziła palcem.
Ja również się uśmiechnęłam. Kiedy obie rozmawiałyśmy w najlepsze, rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ciekawe, kto to o tej porze? - zdziwiłam się, po czym poszłam otworzyć drzwi. To był Stan.
- Hej kochanie. Gotowa? - zapytał i pocałował mnie.
- Ooo hej. Jejciu, zapomniałam - zaśmiałam się. - Chodź, przedstawię ci kogoś.
Chłopak posłusznie szedł za mną. Gdy byliśmy obok mojej przyjaciółki, powiedziałam:
- Veronica to jest Stan, mój chłopak - po czym zwróciłam się do szatyna - Stan, to Veronica, moja najlepsza przyjaciółka.
- Hej, miło mi - rzekł Stan.
- Cześć, mnie również - i podali sobie ręce.
- Która to już godzina? 18.30?! O jacie, ale się zasiedziałam. Musze już lecieć. Trzymaj się kochana - i dała mi buziaka w policzek. - Udanej zabawy - powiedziała blondynka, poruszając zabawnie brwiami. - Papatki.
- Ty też się trzymaj. Pozdrów od nas Niallera. Papa. Wpadnij do mnie jeszcze.
- O nie. Teraz ty, to znaczy wy musicie mnie odwiedzić. I to koniecznie.
- Dobrze, przyjdziemy. Nawet choćby jutro - oznajmił mój chłopak.
- Nie, może jutro nie. Bo wiesz, wy po imprezie, a potem... ekhm - i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. - Dobra, idę. Papa - i Vera opuściła moje mieszkanie.
- Na razie - dodałam.
- Fajna ta twoja przyjaciółka.
- No wiem. Bo moja - zaśmiałam się. - Przyjaźnimy się od gimnazjum.
- Ooo. To długo - zdziwił się Stan. - No, ale widzę, że ciasto gotowe, a moja kicia nie - i pocałował mnie.
- Już lecę - powiedziałam, kierując swoje kroki w kierunku sypialni, a dokładniej znajdującej się tam szafy. Kiedy przed nią stanęłam, po prostu zgłupiałam. Nie wiedziałm, w co mam się ubrać.
- O jacie. Co ja na siebie włożę? - pytałam samą siebie.
- Kochanie, ja już idę, bo muszę jeszcze przygotować parę rzeczy - moje rozmyślania przerwał krzyk mojego chłopaka. - Najwyżej ty doniesiesz ciasto, dobrze?
- Dobrze. Nie ma problemu.
- To do 19.30 - i już nie było Stana.
Postanowiłam ubrać się w białą bluzkę, brązową spódniczkę (przed kolano) i beżowe rajstopy, gdyż było chłodno. Przed wyjściem popsikałam się moją ulubioną perfumą One Direction "Our Moment", bo byłam i jestem wielką fanką 1D. Jednym słowem jestem Directioner. Zawsze starałam się być na bieżąco z wiadomościami, dotyczącymi chłopców. Zrobiłam lekki makijaż. Nałożyłam jeszcze beżowy płaszczyk, beżowo-brązową chustkę pod szyję i beżowe kozaczki. Włosy rozpuściłam, bo chciałam wyglądać elegancko. Byłam trochę zestresowana, no bo poznam znajomych Stana, a przed nimi chcę wypaść jak najlepiej.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Wam! Dziękuję za 2 komentarze pod ostatnim rozdziałem. Miałam nadzieję, że tym razem będzie ich więcej. Jak myślicie, czy wydarzy się coś niezwykłego na tej imprezie? :) Pozdrawiam :*
KAŻDY KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA
sobota, 29 listopada 2014
ROZDZIAŁ 2
* piątek, godzina 15.30 *
Właśnie wydawałam klientce resztę, kiedy zadzwonił mój telefon. Na szczęście na chwilę obecną nie było nikogo w sklepie. To była Vera.
ROZMOWA:
J: Słucham?
V: No hej.
J: Hej. Co tam?
V: Bo dzisiaj miałyśmy się spotkać, lecz nie dam rady. Wiesz, randka się trochę przedłużyła i jeszcze jesteśmy z Horanem u niego. (Nawet nie wiesz, co oni robili!!!!! Hahahahaha - usłyszałam w słuchawce, do której ktoś to powiedział.)
J: Kto tam z tyłu to powiedział? - zapytałam ze śmiechem.
V: Przymknij się!!!! - wrzasnęła Veronica do chłopaka.
J: Co tam się dzieje?
V: Chłopaki teraz nabijają się z nas, że my w nocy... no wiesz... a tego WCALE nie było.
J: To Horan mieszka z chłopakami?
V: No tak. A co?
J: Nie, nic. Bo pomyślałam: skoro jesteście razem, to może mieszkacie ze sobą.
(Mmmm ta laska ma interesujący głos - znów głos z tyłu.)
V: Ej, to moja przyjaciółka, a ty już masz dziewczynę. Coś ty, jeszcze nie mieszkamy razem - zwróciła się do mnie. - Opowiem ci jutro, jeśli dałoby się to przełożyć.
J: Jasne, nie ma sprawy. Aa, zapomniałabym. Poznałam chłopaka, nazywa się Stan. Muszę kończyć, bo praca "woła".
V: Ooo, gratuluję. To do jutra. Pa. Buziaczki /rozłączyłam się.
*godzina 18.00*
O dziwo wcześniej skończyłam pracę, bo szef zadzwonił, że zmienia godziną zamknięcia z 18 na 17. Dobra nawet i godzina różnicy. Kiedy kończyłam myć naczynia, rozległ się dźwięk mojego telefonu. Na ekranie wyświetliło się, że dzwoni Stan.
ROZMOWA:
J: Słucham?
S: Hej mała. Mówiłem, że zadzwonię pierwszy. Co robisz?
J: Kończę sprzątać. A co?
S: Spójrz przez okno. Jakbyś mogła, to zejdź na dół.
J: Ale jeszcze mam...
S: Czekam. Za 5 minut na ławce pod blokiem - przerwał mi i rozłączył się.
Po upływie 5 minut byłam już obok szatyna. Pomyślałam, że dam mu buziaka w policzek, a tym samym go zaskoczę. Kiedy przybliżałam swoje usta do jego policzka, chłopak szybkim ruchem skierował swoją twarz tak, że jego usta złączyły się z moimi w pocałunku.
Tego się nie spodziewałam.
- Przepraszam, ale musiałem. Nie wytrzymałem, bo to było silniejsze ode mnie.
- Spokojnie, nie tłumacz się. Chodźmy, bo czuję, że chcesz się przejść.
- Wiesz, że miałem to na myśli? Spacer dobrze nam zrobi.
Idąc, rozmawialiśmy o sobie, tzn. co lubimy robić, gdzie pracujemy, skąd jesteśmy. Gdy powiedziałam mu, że jestem z Polski, trudno mu było w to uwierzyć. Przechodziliśmy właśnie obok kwiaciarni, kiedy Stan nagle zostawił mnie i udał się tam. Po 3 minutach wyszedł z pięknym bukietem czerwonych róż. Myślałam, że mi je wręczy, ale takie coś się nie zdarzyło. Szliśmy koło siebie wolnym krokiem, gdy szatyn powiedział:
- Tam jest park. Chodźmy.
Byłam ciekawa, po co mu te kwiaty. Nic o nich nie wspominał: co z nimi zrobi, komu je da. Nic, kompletnie nic. Z moich rozważań wyrwał mnie jego głos:
- Usiądźmy.
Tak jak powiedział, tak uczyniliśmy. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, kiedy Stan nagle przysunął się bliżej mnie, jedną ręką objął, a drugą złapał moją dłoń. Głęboko westchnął i zaczął mówić:
- Bo widzisz, Juss, wtedy w sklepie urzekły mnie twoje oczy, w kawiarni twój śmiech, zachowanie, poczucie humoru, osobowość. Po prostu cała ty! Już nawet przy ciastku i kawie prawie się wygadałem, mimo tak krótkiej znajomości. Lecz ugryzłem się w język. No ale już dłużej tak nie mogę, bo chcę być przy tobie; z tobą. Więc zapytam wprost: Czy zostaniesz moją dziewczyną? Bo ja bardzo pragnę być z tobą w związku, chcę z tobą być. Tak po prostu. Po naszym wczorajszym spotkaniu, nawet śniłaś mi się. Jednym słowem: KOCHAM CIĘ!
- Wow, zatkało mnie. Bo... ja też o tobie wczoraj dużo myślałam i bardzo się ucieszyłam z sms-a na dobranoc, lecz czułam jakąś pustkę. Brakowało mi ciebie. Zatem moja odpowiedź jest krótka: TAK, CHCĘ BYĆ Z TOBĄ! - po czym Stan namiętnie mnie pocałował. Byłam taka szczęśliwa, że mam chłopaka. Szatyn wziął mnie na ręce i zakręcił w powietrzu, a potem podarował mi te same róże, nad których losem zastanawiałam się przez drogę. Później usiedliśmy okrakiem na ławce, złapaliśmy się za ręce i nie mogliśmy nawierzyć się sobą. Po chwili chłopak zapytał:
- Masz jakieś plany na jutro?
- Mam, a co?
- A znajdziesz potem jeszcze czas?
- Oczywiście. A to coś poważnego?
- Nie. Chciałbym tylko abyś upiekła jakieś ciastko, bo jutro przyjeżdża do mnie kumpel z dziewczyną i ty też oczywiście będziesz. Fajnie byłoby, gdyby coś słodkiego do jedzenia też się znalazło.
- Ok. Nie ma problemu - uśmiechnęłam się ciepło. Przynajmniej to mnie rozgrzało, bo wiał zimny wiatr.
- Naprawdę? Jesteś kochana. Dziękuję. Kocham Cię.
- Ja ciebie też - i znów złączyliśmy nasze usta w długim pocałunku. Po chwili oderwaliśmy się od siebie, gdyż zabrakło nam powietrza. Zaczęłam trząść się z zimna.
- Kiciu, zimno ci? - zapytał zatroskany Stan.
- Tak troszkę.
- To chodźmy już, bo mi zamarzniesz i kogo będę wtedy przytulał i całował? - zaśmiał się szatyn, na co ja zareagowałam tak samo.
Wstaliśmy z ławki i wolnym krokiem, trzymając się za ręce, poszliśmy w stronę mojego domu już jako chłopak i dziewczyna.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej miśki!! Oto rozdział 2 :) dziękuję za 3 komentarze pod ostatnim postem. Bardzo się cieszę, że czytacie moje opowiadanie i byłabym jeszcze bardziej zadowolona, gdybyście znów zostawili po sobie jakiś ślad. Następny rozdział powinien pojawić się za tydzień: w piątek lub w sobotę. Jeszcze raz Wam dziękuję. Pozdrawiam :*
KAŻDY KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA
niedziela, 23 listopada 2014
ROZDZIAŁ 1
Od miesiąca mieszkam w Londynie i pracuję tam jako sprzedawczyni w sklepie odzieżowym H&M. Nie powiem, że nie cieszyłam się na ten wyjazd. Był on moim marzeniem od lat, więc kiedy dowiedziałam się, że jadę do Londynu, byłam przeszczęśliwa.
Pewnego dnia, gdy miałam już kończyć pracę (była 17:45) do sklepu przyszedł młody chłopak - szatyn - około 20 lat. Nawet nie był brzydki.
- Dzień dobry-powiedział.
- Dzień dobry. Zaraz zamykam sklep, więc musi się pan streszczać - zaśmiałam się, na co chłopak zareagował podobnie.
Kiedy klient przeglądał ubrania, ja w tym czasie wzięłam małą drabinkę, aby móc ściągnąć niepotrzebne pudło. Nawet nie wiem jak to się stało; niedokładnie postawiłam nogę na schodku i w ułamku sekundy runęłam jak długa na podłogę. Udało mi się tylko rzucić krótkie: "Aaaa". Poczułam straszny ból w prawej ręce i w ostatnim małym palcu. Chłopak szybko do mnie podbiegł.
- Nic się pani nie stało?
- Boli mnie prawa ręka, a dokładniej łokieć i mały palec w tej ręce.
I w tamtym momencie zobaczyłam, że z niego sączyła się krew.
- Palec jest rozcięty. Mogę obejrzeć łokieć? - zapytał.
- Tak, proszę - i podwinęłam rekaw bluzki.
Mężczyzna dokładnie go obejrzał i powiedział:
- Złamany nie jest, tylko go pani trochę ubiła. Aha i jeszcze jedno. Gdzie pani ma apteczkę? Bo trzeba coś z palcem zrobić.
- Nie musi pan, naprawdę.
- Muszę. Nie darowałbym sobie, gdybym nie pomógł takiej ślicznej dziewczynie z bolącym małym palcem - chłopak uśmiechnął się szeroko.
Czułam, że się rumienię, więc szybko odpowiedziałam na jego pytanie:
- Apteczkę trzymam w lewej szafce w biurku.
Za chwilę szatyn był obok mnie i zawijał mi palca.
- Dziękuję panu za pomoc - powiedziałam.
- Nie jestem żaden "pan", bo kiedy to słyszę, czuję się staro - zaśmiał się, a ja uczyniłam to samo. - Jestem Stanley, ale znajomi mówią na mnie Stan - i wyciągnął do mnie rękę. Przyznam, była ona trochę większa od mojej. :)
- Moje imię to Justine; dla przyjaciół Juss - i również podałam mu swoją dłoń.
Stan uścisnął ją i bardzo głęboko patrzył się we mnie.
- Śliczne masz je - powiedział nagle.
- Ale co? - zapytałam zdezorientowana.
- Oczy - i potrząsnał głową. - Przepraszam, zapatrzyłem się i zamyśliłem.
- Nie musisz przepraszać - uśmiechnęłam się - a za oczy dziękuję - po czym wstałam i zaniosłam apteczkę do biurka.
Po chwili Stan stał naprzeciwko mnie.
- Może dałabyś się zaprosić na kawę? - zapytał.
- Wiesz, dzięki za zaproszenie, ale raczej nie.
- Dlaczego?
- Muszę jeszcze tutaj umyć podłogę, a w domu czeka mnie masa rzeczy do zrobienia.
- W domu posprzątasz jutro, a teraz to mogę na ciebie poczekać.
- Nie, nie fatyguj się.
- No nie daj się prosić, Juss.
- Oh, no dobrze - zgodziłam się, po czym skierowałam swoje kroki po mopa.
Podczas mycia podłogi Stan cały czas mnie rozśmieszał, przez co bolał mnie już brzuch. Po skończeniu tej atrakcji, zamknęłam sklep i wolnym krokiem udaliśmy się do kawiarni.
*godzinę później*
- Ojejku, już nie mogę - ledwo odpowiedziałam, gdyż zachodziłam się od śmiechu.
- A wiesz, że śmiech to zdrowie? Podobno jak człowiek się śmieje, to przedłuża swoje życie o parę minut - oznajmił szatyn z dumą, tym samym chwaląc się swoją wiedzą.
- co ty nie powiesz? Naprawdę? Wiesz, że nie wiedziałam o tym - odparłam, wybuchając głośnym śmiechem, a osoby znajdujące się tam, popatrzyły na mnie jak na idiotę.
- Ups, ludzie się gapią - i znowu zaśmiałam się. Chłopak uczynił to samo.
- Lubię, kiedy jesteś uśmiechnięta - oznajmił mi Stan.
- No... ale przecież dopiero się poznaliśmy, więc jak od razu możesz lubić mój śmiech?
- Heh...bo... od pierwszego wejrzenia cię poko... to znaczy... polubiłem.
- Aha. I co w związku z tym?
- Yyy... no nic - chłopak speszył się i spuścił głowę.
- Ooo, widzę, że zawstydziłam pana Stanley'a - zaśmiałam się i złapałam jego podbródek, by podnieść do góry jego twarz. W tym samym czasie zobaczyłam jego rumieńce na policzkach.
- Weź przestań, Juss - uśmiechnął się.
- O jacie. Ale się zasiedziałam. Muszę iść do domu, bo jest już 22 - szybko wstałam i zaczęłam zbierać moje rzeczy, porozrzucane po całym stoliku.. Nagle poczułam, że ktoś złapał mnie za rękę.- Czekaj. Odprowadzę cię- powiedział Stan.
- Nie musisz.
- Ale chcę i nie pozwolę ci iść samej - stwierdził.
Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
- No co? Tak trudno ci zrozumieć, ze boję się o twoje bezpieczeństwo? Chodzenie samemu w nocy po Londynie jest bardzo niebezpieczne.
- Dziękuję - i posłałam mu ciepły, czuły uśmiech.
- Już idziemy, tylko zapłacę za nas.
- O nie, za mnie nie będziesz płacił.
- A dlaczego nie? Ja cię zaprosiłem i ja zapłacę.
- Stan... - westchnęłam.
- Nie ma mowy - uparcie trzymał się swego.
- No dobrze. Dziękuję - i dałam mu buziaka w policzek. Usłyszałam tylko ciche "Mmm", po czym opuściliśmy kawiarnię.
*15 minut później*
- Tutaj mieszkam - wskazałam na wieżowiec, znajdujący się przed nami. - Dziękuję za kawę, a szczególnie za pomoc w sklepie.
- Ależ nie ma sprawy. Drobiazg.
- Jaki drobiazg? Jak ja ci się odwdzięczę? Nie mam pojęcia - zrobiłam smutną minkę.
- Hmmmm... No wiesz... Daj mi po prostu swój numer telefonu i będzie ok - oznajmił z szerokim usmiechem.
- Dobrze - zgodziłam sie bez zastanowienia.
Kiedy miałam juz wchodzić do bloku, usłyszałam jeszcze za sobą głos Stana:
- Juss?
- Tak? - i odwróciłam się. Chłopak stał z rozłożonymi ramionami.
- Nie przytulisz mnie na pożegnanie? - zapytał cicho i ze smutkiem.
- Oj ty głuptasku. No pewnie, że cię przytulę.
Wtulając się w tors stana, "zaciągałam" się jego perfumami. Pachniał ślicznie. Jednym słowem mogłabym tak zawsze. Miał takie bardzo wyćwiczone mięsnie w barkach, te "bicki", którymi mnue objął, sprawiły, że czułam się bezpiecznie, mimo każdej niebezpiecznej i strasznej londyńskiej nocy. Nigdy sama nie przechadzałam się późnym wieczorem po ulicach, więc nie wiem, jak to jest. Ale przy Stanie strach uciekał w nieznane. Wiedziałm, że zawsze mnie obroni i nie skrzywdzi. Bynajmniej miałam taka nadzieję.
- Wystarczy tego dobrego na dzisiaj. Muszę już iść do domu - oznajmiłam, na co chłopak posmutniał, że "odkleiłam" się od niego.
- Ale zobaczymy się jutro, prawda? - zapytał z nutką nadziei w głosie.
- No pewnie. Tylko po południu jak skończę pracę. Najwyżej się zdzwonimy.
- To ja zadzwonię pierwszy - i zabawnie poruszył brwiami, na co ja zareagowałam cichym śmiechem. - Dobra, już cię nie zatrzymuję. Leć na górę. Papa. Słodkich snów i żebym ja ci się przyśnił - dodał szybko, odchodząc.
- Hehe, dziękuję - odpowiedziałam, kierując swoje kroki w stronę drzwi wejściowych.
*godzina 22.30*
Po umyciu włosów i szybkim prysznicu , postanowiłam zadzwonić do mojej najlepszej przyjaciółki, Veroniki, aby móc pochwalić się moją nową znajomością. Z tego co pamiętam, ostatnio rozmawiałyśmy ze sobą miesiąc temu, więc jak na nas to długi okres.
ROZMOWA:
V: Słucham?
J: Hej Vercia!
V: Ooo hej Juss! Co u ciebie? Tak się cieszę, że dzwonisz.
J: U mnie dużo rzeczy się działo w ostatnim czasie, szczególnie dzisiaj. A tak w ogóle to możesz rozmawiać? Nie przeszkadzam?
V: Yyy... To znaczy... Szykuję się na randkę z Niall'em - powiedziała podekscytowana blondynka.
J: Co??!! - zatkało mnie.
V: Szykuję się na randkę z Niall'em.
J: Z TYM Niall'em??
V: Tak.
J: Z Niallem Horanem?
V: Tak. Z tym samym - pisnęła uszczęśliwiona.
J: A jak się poznaliście?
V: Długa historia nie na telefon. Przepraszam, ale muszę kończyć. Randko z Niallem równa się stres. Szczególnie wtedy, gdy jest tak późno, bo o 23 - zaśmiała się.
J: Rozumiem. To spotkajmy się jutro o 18 u mnie w domu i wszystko sobie opowiemy.
V: Oki. To jesteśmy umówione.
J: Udanej randki z Niallem.
V: Nie dzięki. Wiesz, żeby nie zapeszyć.
J: Wiem. Papatki. Buziaki / rozłączyłam się.
Po zakończeniu rozmowy szybko wskoczyłam do mojego kochanego łóżka. Była bardzo zmęczona tym dniem. Leżąc spokojnie w ciszy, rozmyślałam nad szczęściem Very i Nialla ( cieszyłam się jej szczęściem, naprawdę ), lecz najbardziej myślałam o Stanie. Stwierdziłam, że chłopak się we mnie zakochał, skoro prawie się o tym wygadał. Ale... ja w nim chyba też. Super: "Miłość od pierwszego wejrzenia", ale jakoś pusto mi było bez niego w tym momencie. Już miałam zasypiać, kiedy usłyszałam dźwięk SMS-a. Spojrzałam na wyświetlacz. Wiadomość była od Stana, w której napisane było: "Dobranoc. Buziaki. Stan :*"Uśmiechnęłam się na ten widok, po czym przyłożyłam głowę do poduszki i zasnęłam.
-----------------------------------------------------------------------------------
Hej, hej hej! Oto rozdział pierwszy. Jest to moje pierwsze opowiadanie, więc może Wam się nie podobać czy coś w tym stylu. Przepraszam, jeśli Was czymś urażam. Mam nadzieję, że pozytywnie go rozpatrujecie i zostawicie po sobie jakiś ślad ( jeśli chcecie oczywiście ). Rozdziały będę starała się dodawać co tydzień. Miłego czytania! :* Pozdrawiam
KAŻDY KOMENTARZ=CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA
Subskrybuj:
Posty (Atom)