niedziela, 28 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 7


                                                 * 1 godz. później, Louis *

- Ale jak El mogła tak potraktować Juss? - dziwił się loczek, bo ciągle rozmawialiśmy o tym.
- Widocznie mogła, skoro tak zrobiła - stwierdził Malik.
- A nie możesz po prostu zadzwonić czy pojechać do Justine?
- Ona jest ze Stanem - i w tym czasie rozległ się dźwięk mojej komórki. - Idę odebrać. To Stan - rzuciłem i wyszedłem.

                                    * ROZMOWA *
L: Hej stary! Co tam?
S: Cześć! Rozstałem się z Juss.
Kiedy mi to oznajmił, byłem w szoku.
L: Jak to?! Dlaczego jej to zrobiłeś?! - krzyknąłem; byłem zdenerwowany jego zachowaniem.
S: Zakochałem się, poza tym ona mnie nie pociągała.
L: To po co zawracałeś jej głowę?!
S: Bo chciałem.
L: Co??!! Kończę, nie mogę już z tobą dłużej gadać. Nara / rozłączyłem się, dołączając do chłopaków.

- Co ty taki zły? - spytał Styles.
- Stan zostawił Juss, rozumiecie to!!! - wrzasnąłem. - Co za dupek! Jak można tak dziewczynę potraktować szczególnie ją!!! - wpieniłem się na całego.
- No ale teraz ona jest wolna, więc na pewno masz u niej szanse - dodał mulat.
- Właśnie. Jedź do niej albo zadzwoń - zaproponował Liam.
- Jadę - stwierdziłem po chwili zastanowienia i szybko biorąc kurtkę, wybiegłem z domu, jednak wcześniej postanowiłem do niej zadzwonić. Skąd mam jej numer? Proste. Wziąłem z telefonu Stana wtedy, kiedy on wyszedł do łazienki, El była w kuchni a Juss już poszła do domu. 

                                  * perspektywa Juss *

Ze snu wyrwał mnie mój telefon. Spojrzałam na ekran, a na nim wyświetlił się nieznajomy numer. Mimo wszystko postanowiłam odebrać.
J: Słucham?
L: Hej Juss - powiedział ktoś radosnym, a zarazem zestresowanym głosem. Czyżby to Louis?
J: Louis? - zapytałam z niedowierzaniem.
L: Tak, zgadłaś. Zbudziłem cię? Masz jakiś zaspany głos.
J: Tak... nie... to znaczy zasnęłam z tego wszystkiego. Skąd masz mój numer?
L: Nieważne. Ważne, że mam. Nie chcę zaczynać tego tematu, ale wiem co się stało. Tak mi przykro, Juss. Gdybym go dorwał, to rozerwałbym go na strzępy! Nawet sobie nie wyobrażasz.
Kiedy Lou o tym wspomniał, do moich oczu ponownie napłynęły łzy.
J: Masz rację. To jest dla mnie drażliwy temat - odpowiedziałam przez łzy.
L: Ej, tylko nie płacz. Yyy... Mogę do ciebie wpaść, tylko podaj mi swój adres - na te słowa uśmiechnęłam się do siebie.
J: Jasne. Nationalstreet 34/16.
L: Ok. Dzięki. Za 15 minut będę / rozłączył się.

                               * 20 minut później *

Kiedy ogarniałam się przed lustrem, do drzwi rozległ się dzwonek.
- Przepraszam za 5 minut spóźnienia, ale musiałem ci kupić coś na poprawę humoru - powiedział Lou z uśmiechem na twarzy, wyciągając zza pleców siateczkę z mandarynkami i wchodząc do pomieszczenia. 
- Dziękuję, ale nie trzeba było.
- Trzeba. Ślicznie wyglądasz.
- Tak, bardzo. Rozczochrane włosy, zapuchnięte oczy, a o ubraniu już nie wspomnę - zaczęłam wyliczać.
- Wręcz przeciwnie. Włosy... no może są troszkę w nieładzie, lecz to ładnie wygląda. W sumie sama zobacz - i lekko, dosłownie minimalnie, chłopak popchnął mnie do lustra, stojącego obok nas.

                                    * perspektywa Louis'a *

Kiedy z Juss staliśmy przed lustrem (ona sprawdzała czy powiedziałem jej prawdę) nie mogłem oderwać od niej wzroku, ale starałem się to ukrywać. "Ale ładna byłaby z nas para" - pomyślałem.
- No w sumie... Masz rację. Nie jest najgorzej - stwierdziła brunetka. - Chodźmy do salono-kuchni (kuchnia połączona z salonem) - zaśmiała się.
- Ładnie tu masz - powiedziałem, wchodząc. 
- Dziękuję. Czego się napijesz? - zapytała.
- Może herbaty.
- Już się robi. Siadaj tam czy tutaj, gdzie chcesz - miałem do wyboru kanapę, fotele i stoliki barowe. Wybrałem fotel. Po chwili dziewczyna zanurzyła dwie saszetki w wodzie i stała nieruchomo oparta o blat. Przestraszyłem się i podszedłem, by to sprawdzić. Podchodząc bliżej, dostrzegłem, że jej ramiona drżą. Chyba płakała.
- Juss, coś się stało? - zapytałem, po czym brunetka odwróciła się, chowając twarz w dłoniach.  
- Louis, ja już naprawdę nie mogę. Kiedy tylko pomyślę o Stanie i o tym, co mi zrobił, od razu płaczę - mówiła przez łzy.
Nie wiedziałem, co robić. Czy ją przytulić, czy powiedzieć jej prawdę. Postanowiłem uczynić i jedno, i drugie. Lekko złapałem Juss za ramiona, a następnie przytuliłem ją. Bałem się jej reakcji, jednak ona odwzajemniła to. Ucieszyłem się. Widocznie potrzebowała czyjegoś wsparcia. W środku serce krajało mi się na widok dziewczyny i jej zapłakanej buźki. Miałem ochotę dorwać tego gnojka i skopać mu tyłek tak mocno, że nie wiem. Zawsze byłem twardy w różnych rozpaczliwych sytuacjach, ale teraz czułem, że łzy napływają mi do oczu, a jedna zaczęła nawet spływać po moim policzku. Szybkim ruchem otarłem ją, ale Juss to chyba zauważyła, bo spytała:
- Louis, ty płaczesz?
- To tylko emocje. Wiesz, muszę ci jeszcze powiedzieć prawdę o twoim byłym.
Zrozpaczona twarz dziewczyny skamieniała. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Kochani, dziękuję Wam za komentarze i po prostu za wszystko! Nawet nie wiecie, jak się cieszę :) Oto rozdział siódmy. Jak myślicie, co Lou powie Juss? Czy dziewczyna się pozbiera? Pozdrawiam i do następnego rozdziału :* Kocham Was! :*
Pamiętajcie, że KAŻDY KOMENTARZ TO CORAZ WIĘKSZA MOTYWACJA :D 
                 

 

4 komentarze:

Unknown pisze...

Świetny !!!!
Loui, słodko ^^
czekam na NN ;3

Nightingale pisze...

Świetny rozdział! Ciekawe co takiego powie Lou Juss :3
I wiedziałam, że do niej pojedzie! Wiedziałam to!
I fajnie zmieniłaś wygląd bloga ;)

Anonimowy pisze...

Właśnie! Super wygląda blog :33

Nie mogę się doczekać momentu, kiedy będą razem albo kiedy wyznają sobie miłość :D

Unknown pisze...

UWIELBIAM!
Tylko ten Stan... jaka świnia podła!!
I jeszcze się Lou chwali! Wstydu nie ma:p
A rozdział jak zwykle, tyko smutny troszkę.
Nie mogę doczekać się kolejnych:)